Kto często zmienia zdanie?

Wojciech Szczęsny został sponiewierany po szalonym meczu Ligi Mistrzów, w którym jego Barcelona wygrała w Lizbonie z Benfiką 5:4. Szczególnie za…

Polski bramkarz na pewno nie zaliczył zbyt udanego występu, który został tak podsumowany (za: sport.tvp.pl):
„Ma za sobą najbardziej nieszczęśliwą połowę w karierze. Gol stracony w drugiej minucie, a potem dwa trafienia, które sprokurował. Przy czwartym golu nie miał nic do powiedzenia. Można wręcz powiedzieć, że był blisko obrony, ale przeszkodził mu kolega z drużyny. W końcówce obronił groźne sytuacje Benfiki (należą mu się pochwały za interwencję przy ataku Angela Di Marii)”.

Te „dwa trafienia, które sprokurował”, to zderzenie z obrońcą Barcelony poza polem karnym, a potem interwencja już w jego obrębie, za którą sędzia przyznał Benfice karnego. Szczególnie pierwsza sytuacja wyglądała nieciekawie, nie tylko dlatego, że rywale dostali piłkę i musieli ją tylko dobić do pustej bramki, ale ze względu na wijących się z bólu na murawie dwóch graczy drużyny gości. Szczęsny tak to skomentował po meczu w wywiadzie dla Canal+:

„Timing wyjścia był dobry, tylko Balde po prostu nie usłyszał i... Zdarza się”.

Bardzo szybko zaczęła się w mediach społecznościowych ostra jazda z polskim bramkarzem. Jego grę uznano za „sabotaż najwyższego kalibru”, wieszcząc rozwiązanie kontraktu nawet w połowie meczu. Pojawiły się też uwagi rodaków nawiązujące do wcześniejszych występów w reprezentacji i popełnianych w nich błędach. Czyli niedawny mecz w Superpucharze Hiszpanii miał być odpowiednikiem tego z Grecją na inauguracją mistrzostw Europy w 2012 roku w Warszawie, wtorkowy w Lizbonie przypominać porażkę z Senegalem w finałach mistrzostw świata w Rosji w 2018 roku.

Oczywiście każdy ma prawo do wyrażania opinii i wielu z tego skwapliwie korzysta w czasach, gdy wystarczy tylko wklepać do internetu kilka słów, by cały świat mógł je za chwilę przeczytać. A skoro najczęściej kilka, więc efekciarskie puenty mają największą szansę, by wyróżniać się na tle innych.

Jakoś nie przepadam za „mądrymi po czasie”, jak kiedyś określiłem tych, którzy z reguły mają rację, ale zawsze dopiero po jakimś wydarzeniu. Wtedy najłatwiej o proste i oczywiste wnioski. Może więc warto, by wszyscy, którzy tak walą teraz w Szczęsnego sprawdzili co pisali jeszcze dzień, dwa wcześniej.

Bo pamiętam doskonale tytuły, które z podnieceniem obwieszczały, że prawdopodobnie/na pewno właśnie on zagra z Benfiką. Jakoś nikt wtedy nie apelował do Hansiego Flicka, by go nie wystawiał, bo się nie nadaje do gry, nie przypominał jego błędów z reprezentacji, nie kazał mu rozwiązywać kontraktu. W zapowiedziach zbliżającego się meczu w Lidze Mistrzów Szczęsny w bramce po prostu dobrze się klikał w rodzimych mediach. Jak teraz dobrze, tak mniemam, klika się słowne walenie w niego.

Podobno tylko krowa nie zmienia zdania, ale jeśli ktoś zmienia je za często, nie zasługuje w moich oczach nawet na porównanie w tym zwierzęciem. Warto, by o tym pamiętali ci, którzy pewnie wkrótce będą się znów domagali na wyścigi Szczęsnego w bramce, gdy błędy popełni Iñaki Peña, a popełni na pewno, bo bezbłędny bramkarz się jeszcze nie urodził.

Na koniec o komentarzu po wtorkowym meczu świadczącym o specyficznej umiejętności interpretacji wydarzeń (cytat z pamięci) – Barcelona ze Szczęsnym w bramce zawsze zwycięska! Bo rzeczywiście – trzy mecze, trzy różne rodzaje rozgrywek, trzy zwycięstwa: w Pucharze Króla 4:0 z UD Barbastro, w Superpucharze Hiszpanii 5:2 z Realem Madryt i teraz w Lidze Mistrzów 5:4 z Benfiką! Tak trzymać…

▬ ▬ ● ▬