Kto ile naprawdę może?

Fot. Trafnie.eu

Polska nie zorganizuje finałów mistrzostw Europy kobiet w 2025 roku. Gdy starała się o męskie Euro 2012, poszło jej znacznie lepiej. Warto zastanowić się dlaczego.

Przed dwoma tygodniami skontaktował się ze mną znajomy dziennikarz ze Szwajcarii. Interesował go ten sam temat, co w grudniu 2021 roku. Wtedy napisał:

„Szwajcaria chce zorganizować Euro 2025 kobiet”.

Gdy odpisałem mu, że Polska już miesiąc wcześniej zgłosiła chęć organizacji tej imprezy i wymieniłem wszystkie stadiony, na której miałaby się odbyć, odpowiedział, że oferta wygląda dobrze. Miał za to poważne zastrzeżenia do oferty szwajcarskiej. Dopytywał, czy na wszystkich polskich stadionach wytypowanych do organizacji mistrzostw jest naturalna nawierzchnia, bo w jego kraju część ma sztuczną trawę. I zakończył:

„Myślę, że to może być niekorzystne dla nas”.

Gdy znów odezwał się przed dwoma tygodniami, zapytał, czy Polska jest pewna, że dostanie organizację Euro 2025. Odpowiedziałem mu tak:

„Pewna nie jest, ale myślę, że mamy szansę, by dostać organizację tej imprezy. Infrastruktura (wiele nowych stadionów) jest bardzo dobra i ciągle się poprawia. Polska z powodzeniem zorganizowała Euro 2012 (razem z Ukrainą), a następnie Euro 2017 U21 i mistrzostwa świata U20 w 2019 roku, więc nie musi nikomu niczego udowadniać. A infrastruktura logistyczna jest znacznie, znacznie lepsza jeśli porówna się ją, na przykład, z tą sprzed ponad dziesięciu lat podczas Euro 2012. Jestem więc optymistą”.

Kontrkandydatem dla Polski do organizacji mistrzostw były, obok Szwajcarii, Francja oraz wspólna kandydatura Danii, Norwegii, Szwecji i Finlandii. Przed ogłoszeniem we wtorek decyzji UEFA te dwie pozostałe kandydatury wydawały mi się mocniejsze. Okazało się jednak, że mistrzostwa Europy kobiet w 2025 roku zorganizuje Szwajcaria.

Gdy na chłodno to oceniam, jestem pod wrażeniem własnej… naiwności. Wyboru dokonują przecież ludzie zasiadający we władzach UEFA. Najważniejsze, by ich przekonać, ewentualne atuty przedstawianych ofert schodzą na drugi plan. Widocznie Szwajcarzy mieli większą siłę przekonywania, cokolwiek miałoby to znaczyć, choć polska oferta wydawała się zdecydowanie lepsza.

Rozbawiły mnie pełne żalu komentarze, że Zbigniew Boniek, czyli „nasz człowiek” w Nyonie, wiceprezydent UEFA i członek Komitetu Wykonawczego tej organizacji, nie mógł niestety głosować, bo zabrania tego regulamin, by oddawać głos, kiedy w rywalizacji o prawo organizacji imprezy uczestniczy jego własny kraj.

Mam nadzieję, że gdyby mógł, głosowałby na Polską. Ale tylko mam nadzieję, bo gdy jego rodacy w 2007 roku starali się razem z Ukrainą o organizację męskich mistrzostw Europy w 2012 roku, wypiął się na nich i jako „obywatel Włoch” popierał, co sam później przyznał, kandydaturę Włoch!!! Na szczęście dla Polski, wtedy jeszcze w żadnym głosowaniu nie uczestniczył.

Przy okazji po raz kolejny padł mit, że Boniek w UEFA wszystko może. Miał nam podobno załatwić wcześniej młodzieżowe mistrzostwa, bo taką tezę lansowali zakochani w nim redaktorzy. Wtorkowa decyzja UEFA pokazała ile naprawdę może. Bo ile kto naprawdę może pokazał w 2007 roku Hryhorij Surkis, obeznany w realiach piłkarskich salonów ukraiński oligarcha. Dlatego Polska dostała razem z jego krajem organizację Euro 2012.

▬ ▬ ● ▬