Kto kogo nie szanuje?

Fot. Trafnie.eu

Legia przegrała w Warszawie z Cracovią 0:2 w meczu zapowiadanym jako szlagier drugiej ligowej kolejki po zimowej przerwie. No i starcie dwóch trenerów.

Drużyna Ricardo Sa Pinto przed tygodniem wygrała w Płocku z Wisłą 1:0. Przeczytałem wtedy kilka komentarzy, że to były męczarnie, że Legii nic nie wychodziło, że generalnie wyglądała kiepsko. Opinie przesadne, bo kiepsko wyglądała tylko jej skuteczność. Tylko czy aż? Za stwarzane sytuacje czy posiadanie piłki meczów się nie wygrywa. Sztuką jest wygrać właśnie przy kiepskiej skuteczności, co Legii się udało.

A że nie jest to łatwe, przekonała się w sobotę Lechia Gdańsk. W meczu z Koroną w Kielcach miała zdecydowanie większą przewagę niż Legia w Płocku, miała rzut karny, ale bramki zdobyć nie potrafiła. W konsekwencji straciła dwa punkty remisując 0:0.   

Dlatego dzień później piłkarze Sa Pinto stanęli przed szansą zniwelowania straty w tabeli do Lechii do jednego punktu. Do tego potrzebne było zwycięstwo nad Cracovią. Ale jak wygrać z drużyną, która sama wygrała pięć ostatnich ligowych meczów?

Spotkanie dodatkowo przyciągało uwagę starciem dwóch charakternych trenerów. Może nawet bardziej niż boiskowe wydarzenia. Czy dojdzie do jakiś spięć przy bocznej linii, gdy na murawie zacznie za bardzo iskrzyć? Na murawie nic się dziać nie musiało, a między panami trenerami zaiskrzyło jeszcze przed pierwszym gwizdkiem sędziego!

Nie wiem dokładnie o co poszło, bo sytuacji nie widziałem. Michał Probierz tłumaczył później, że o jakieś banalne podawanie piłki do zawodników. Sa Pinto nie chciał mu po meczu podać ręki, wykonując zamiast tego jakiś bliżej nieskoordynowany gest. I tłumaczył, że nie chodziło o porażkę, tylko o brak szacunku dla niego ze strony szkoleniowca Cracovii. A skoro ktoś go nie szanuje, to on jego też nie.      

Wypowiedź Portugalczyka mnie nie zdziwiła, bo nie wiem czy w ogóle jest w stanie jeszcze czymkolwiek mnie zadziwić. Już tyle nawywijał podczas pracy w Legii, że uodporniłem się na wiadomości z nim w głównej roli. Odnoszę wrażenie, że wszystko po nim spływa. Ego tak wielkie, że nic nie jest w stanie zachwiać jego dobrym samopoczuciem.

Cracovia wygrała w Warszawie, bo przyjechała grać w piłkę, a nie wybijać ją po autach. Dlatego w pierwszej połowie zaskoczyła Legię, dlatego zdołała strzelić jej dwie bramki. Ale Sa Pinto stwierdził, że biorąc pod uwagę ile sytuacji bramowych stworzyła jego drużyna, na pewno nie zasłużyła na porażkę. No, świetnie, gratuluję. Tego, że goście mieli jeszcze karnego, którego nie wykorzystali, nie zauważył.

Znalazł za to powody porażki. Druga bramka nie powinna być uznana, tylko zweryfikowana za pomocą VAR z powodu faulu na Cafu. Generalnie sędzia był stronniczy, oczywiście na rzecz Cracovii.  

Jego kolejna uwaga stanowi problem, ale już wyłącznie dla szefów warszawskiego klubu. Sa Pinto stwierdził bowiem, że murawa była w fatalnym stanie. I nie mógł pojąć dlaczego, skoro przez ostatnie dwa miesiące nikt nawet na niej nie trenował. No i jej stan oczywiście nie pozwalał normalnie grać w piłkę jego zawodnikom. A zawodnicy zdaniem trenera włożyli w mecz maksimum zaangażowania. Skoro niedawno kolejny raz powtarzał, że Legia jest teraz jeszcze silniejsza, więc pewnie tylko okoliczności jej nie sprzyjają.

Nie wiem jak długo będzie jeszcze wygłaszał takie teorie, kogo jeszcze wyśle na ławę, a kogo do innego klubu. Na razie jedzie na mecz z Lechem w Poznaniu w następnej kolejce. Kibice po tym z Cracovią śpiewali, że w kolejnym ma być tylko zwycięstwo. Nie byłbym tego taki pewny...

▬ ▬ ● ▬