Kto komu nie pomógł?

Mariusz Stępiński w lecie został piłkarzem 1.FC Nürnberg. Na razie nie zagrał w 1.Bundeslidze nawet minuty. Za słaby? Na pewno tak, choć nie tylko….

Stępiński w maju skończy dziewiętnaście lat. Pele w jego wieku był już mistrzem świata. On mistrzem świata nie będzie raczej na pewno. Kim będzie? Teraz zależy już tylko do niego. Choć wcześniej mogło jeszcze od innych.

Jak napisał „Fakt” napastnik 1.FC Nürnberg przyjechał na kilka dni do Polski. Chce pozałatwiać różne sprawy związane z przyszłoroczną maturą, bo wie jak ważna jest w życiu. Gdy jeszcze grał w Widzewie, znajomy z Łodzi mówił mi, że to niegłupi chłopak, co właśnie potwierdził. Tym bardziej chciałbym, żeby podbił Bundesligę. Na razie nierealne.

Stępiński, uważany za jeden z największych polskich talentów, musi się zadowolić występami w rezerwach klubu z Norymbergii. No i chyba jest bardzo zadowolony, skoro twierdzi:  

„Nie żałuję tego ruchu. Drugi raz zrobiłbym to samo”.

Na pewno zmężniał, skoro pochwalił się jeszcze refleksją:

„Tam nie ma takiego macania się i głaskania z piłkarzami, jak u nas. Tam trener nie karze zawodnika za faul popełniony na treningu. W małych gierkach nikt nie sędziuje, kości trzeszczą, wszyscy walczą i nikt nie odpuszcza. Na treningu musisz pokazać sto procent, gryźć trawę, bo ostatni mecz o niczym nie decyduje. Zaśniesz na zajęciach i lądujesz na trybunach”.

Zgaduję, że na zajęciach nie zasypia, a mimo to ląduje na trybunach. Inaczej być nie może. Piłkarzy w jego wieku w drużynach Bundesligi mających na koncie jakieś występy, można policzyć na palcach. Z reguły grają ogony, czyli wchodzą na kilka końcowych minut. Logicznie rozumując, taki sam los, przy korzystnym scenariuszu, czeka w najbliższym czasie Stępińskiego w Norymberdze. Przy mniej korzystnym, będzie się latami fascynował wyłącznie poziomem treningów w swoim klubie.

Zawsze gdy słyszę jak piłkarz grzejący ławę w zagranicznym klubie mówi, że niczego nie żałuję, mam ochotę zapytać – a nie będziesz żałował, że nie dostałeś powołania na mecz reprezentacji, gdy obejrzysz go w telewizji?

Nie mam wątpliwości, że polskiej piłce potrzeba przede wszystkim prawdziwych agentów. Takich, którzy potrafią kierować karierami zawodników, a nie tylko opchnąć jako gorący towar i szybko skasować prowizję. Bo jak słyszę, że Pawłowski w Maladze, a Zieliński w Udine na ławce, to pytam – czy to nie jest przypadkiem tych dwóch kreatywnych młodych zdolnych, których tak dramatycznie szuka Nawałka?

Selekcjoner właśnie wpadł na pomysł, że podeśle Lewandowskiemu Milika do pomocy. Wreszcie coś się ruszy, zaczną padać bramki. Czytam wywiad z Milikiem, też zadowolony, niczego nie żałuje. Skoro taki szczęśliwy, dlaczego nie pomógł w tym roku Fornalikowi awansować do mistrzostw świata? Po co lazł zimą do Leverkusen i przepadł na pół roku?

Czy gdyby Klich nie marnował czasu w Wolfsburgu, tylko od razu trafił do klubu tej klasy co PEC Zwolle, reprezentacja Polski grałaby w przyszłym roku w Brazylii? Pytanie tylko z pozoru absurdalne. Szkoda, że nikt nie próbuje nawet kojarzyć tych zależności.      

Piłkarze są przede wszystkim od tego, by grać. Szczególnie gdy pochodzą z tak ubogiego piłkarsko kraju jak Polska. Fascynację treningami i nowymi klubami niech zostawią zawodnikom innych narodowości. Sami niech wybierają drużyny, w których będą mieli pewny plac. A przede wszystkim niech wybierają odpowiednich agentów…

▬ ▬ ● ▬