Kto ma jaki problem?

Fot. Trafnie.eu

W niedzielę w Moskwie odbyła się piłkarska fiesta. Jedni wzięli w niej udział z największą radością. Drudzy, bo nie mieli innego wyjścia.

Reprezentacja Niemiec rozpoczęła obronę tytułu mistrzowskiego od meczu z Meksykiem na Łużnikach. Zanim się zaczął, jej kibice oddali rywalizację z tymi z Ameryki Południowej praktycznie walkowerem. 

Okolice stadionu na Łużnikach były pełne energii, ale tylko w zielonym kolorze. Meksykanie, wymyślnie poprzebierani, wyśpiewywali swoje narodowe przeboje. A między nimi przemykali przyjezdni z Niemiec wyraźnie zawstydzeni, że nie mają takiego luzu i poczucia humoru.

Na boisku miało być na odwrót. Niemcy maja przecież ogromny potencjał. Ale trzeba go jeszcze zamienić na odpowiedni wynik na boisku. A tym razem nic takiego nie nastąpiło. Meksykanie wygrali 1:0 i zaczęło się szaleństwo. Hirving Lozano, który zdobył zwycięskiego gola i został wybrany piłkarzem meczu, został zapytany, czy był to najlepszy mecz w historii meksykańskiego futbolu?! A w przypadku Juana Carlosa Osorio pojawiały się określenbia o "jednym z najlepszych trenerów na świecie”.

Trzeba podkreślić, że w pierwszej połowie Lozano razem z kolegami pokazał wiele ciekawych akcji. Jednak w drugiej jego drużyna głównie się broniła. Skutecznie, skoro doholowała zwycięstwo do końca. Wtedy jej kibice rozpoczęli na trybunach prawdziwą fiestę. Czyli robili to, co wcześniej przed stadionem, ale z jeszcze większą energią i szaleństwem.

Ten nastrój udzielił się nie tylko kibicom. Bo chyba dlatego mało kto zauważył, że mecz miał dla reprezentacji Meksyku historyczny wymiar z zupełnie innego powodu. W drugiej połowie na boisku pojawił się Rafael Marquez, dla którego był to występ w piątych finałach mistrzostw świata!

Meksyk więc w amoku, a Niemcy? Trener Joachim Löw przyjął porażkę ze spokojem. Choć przyznał, że reprezentacja Niemiec nie jest przyzwyczajona do przegrywania, szczególnie na inaugurację, to musi się z tym wynikiem zmierzyć, dzięki czemu zyskała nowe doświadczenia.

W podobnym tonie wypowiadał się Miroslav Klose, członek sztabu niemieckiej reprezentacji, który w strefie udzielania wywiadów zgodził się porozmawiać z polskimi dziennikarzami. I to po polsku, co w jego wypadku jest (było) dość rzadkie.

Stwierdził, że Niemcy muszą w kolejnym meczu „pokazać nową twarz”. Nie wyjaśnił dokładnie na czym miałoby to polegać. Wspomniał tylko, że potrzebna jest dokładana analiza.

Chyba analizę warto by rozpocząć od odpowiedzi na podstawowe pytanie – czy Niemcy mieli problem tylko w tym meczu, czy generalnie mają jakiś poważny na tych mistrzostwach? Klose szybko odpowiedział: „Nie, nie nie...” - przekonując, że to nic poważnego. Czy ma rację? Przekonamy się w następnym spotkaniu. 

Obiecał jeszcze, że na pewno będzie oglądał mecze Polaków na mistrzostwach, wyjaśniając jednak, że dlatego, bo ogląda... wszystkie. Jeśli tylko nie kolidują z treningami Niemców.

▬ ▬ ● ▬