Kto ma więcej porażek na koncie?

Fot. Trafnie.eu

W Warszawie odbyło się Walne Zgromadzenie Sprawozdawcze PZPN. Przeszło  niemal niezauważalnie, choć jedna informacja wydaje się wręcz sensacyjna.

Może z tym „niezauważalnie” lekko przesadziłem. Jeszcze zanim zgromadzenie się rozpoczęło odtrąbiono w mediach niesamowity sukces związku, który planował zatwierdzić na 2019 rok największy budżet w swej historii, prawie 240 milionów złotych. Odtrąbili go ci, co odtrąbić mieli.

Czyli kolejny fantastyczny sukces polskiej piłki. Kolejny, bo zacytuję fragment komunikatu Ekstraklasy S.A. sprzed tygodnia, która też pochwaliła się, że:

„...oczekuje rekordowych wpływów finansowych w bieżącym sezonie 2018/2019. Według prognoz, spółka zarządzająca najwyższą klasą rozgrywkową w piłce nożnej w Polsce w sezonie 2018/2019 wypracuje 190 mln zł przychodów, co stanowi wzrost o 8% r/r i będzie najwyższym wynikiem w historii spółki”.

No to pięknie! Rekord goni rekord. Ekstraklasa S.A. może się licytować na wyścigi z PZPN, kto ma więcej na koncie. Może zaczną się też licytować, kto ma więcej porażek, w różnych kategoriach wiekowych, na koncie? Kto wcześniej odpada z rywalizacji? Bo ostatnio reprezentacja pozazdrościła polskim klubom w europejskich pucharach, które leje już kto chce, i jako pierwsza spadła do niższej dywizji w Lidze Narodów. Wolałbym, by obie firmy miały na koncie debet, za to ich drużyny notowały sukces za sukcesem. A jest niestety na odwrót.   

Wtorkowe zgromadzenie PZPN, mniej oficjalnie nazywane zjazdem, było raczej nudne. Jednym z największych problemów okazał się wysłużony związkowy sztandar, który według jednego z delegatów wymaga pilnego liftingu. Na szczęście zdecydowany odpór zarzutom dał sam prezes stwierdzając, że ze sztandarem jest jak z kobietami i z winem - im starsze, tym lepsze.  

Obrady w Warszawie przyniosły jedną sensacyjną informację, choć na razie między wierszami. Od razu przypomniałem sobie rozmowę z moim znajomym, odbytą chyba zaraz po wyborach prezesa PZPN przed dwoma laty. Ów znajomy, który kiedyś miał okazję pracować z panem prezesem i, delikatnie rzecz ujmując, specjalnie za nim nie przepada, powiedział wtedy:

„Zobaczysz, będzie rządził dożywotnio”.

Zrugałem go strasznie twierdząc, że niechęć do Bońka odebrała mu rozum. Jak ten może rządzić dożywotnio, skoro rozpoczął swoją drugą i, zgodnie z obowiązującym prawem, ostatnią kadencję. A on na to:

„Ja go dobrze znam… Prawo zawsze można zmienić”.   

No i muszę pokornie schylić ze wstydem głowę, bo znajomy lepiej potrafił przewidzieć, co może się wydarzyć, skoro po wczorajszym zjeździe znalazłem taki fragment (za: przegladsportowy.pl):

„Boniek triumfuje, ale ma tylko jeden problem – już za dwa lata kończy się jego druga kadencja. Potem nie będzie już mógł być prezesem. Chyba że... zmienią się przepisy w ustawie o sporcie. Decydenci w PZPN tego nie wykluczają, szukają sojuszników w innych federacjach, szykują projekt zmian, który mógłby być złożony w sejmie. Na razie zjazd doprecyzował przepisy w statucie PZPN dotyczące kadencyjności. Mają one być adekwatne do zapisu w ustawie o sporcie, no i jeśli w niej zostanie zniesiony limit dwóch kadencji, to Boniek znowu mógłby kandydować. 80 delegatów podniosło rękę za, tylko 14 było przeciw. – Trzecia kadencja dla Bońka? Na dzisiaj prawnie to niemożliwe, ale życie czasem zaskakuje – uśmiecha się jeden ze związkowych działaczy”.

Czy tym razem też zaskoczy?

▬ ▬ ● ▬