2018-09-04
Kto ma wszystkich przeciwko sobie?
Kamil Grosicki znów stał się bohaterem (nie tylko) polskich mediów. Głowią się nad nim piłkarscy eksperci. Nie sądzę jednak, by był z tego powodu szczęśliwy.
Jeśli zbliża się koniec okresu transferowego jest spora szansa, że zrobi się za chwilę głośno właśnie o Grosickim. Menedżer Hull City Nigel Adkins stwierdził, że o jego perypetiach związanych ze zmianami klubów można nakręcić film. Myślę, że nie tylko przypadki transferowe na to zasługują. Całego jego życie to gotowy scenariusz. I może na tej odstawie jakieś film kiedyś powstanie.
Na razie skupmy się na transferach, a konkretnie ich braku. Grosickiemu znów nie udało się opuścić Hull, choć usilnie o to zabiegał. Bazując na medialnych informacjach pojawiających się przez kilka ostatnich tygodni, jego klubowi zależało na pozbyciu się piłkarza jeszcze bardziej. Choć ostatnie godziny okna transferowego dowodzą, że chyba jednak nie do końca...
Próbuję spiąć to logiczną klamrą i jakoś nie daję rady. Może brakuje wyobraźni? No bo czytam wypowiedź prezesa tureckiego Bursasporu, czyli klubu, w którym Grosicki przeszedł już badania medyczne i miał tylko podpisać kontrakt (przegladsportowy.pl):
„Nie chciał podpisać umowy bez obecności swojego prawnika, a z jego ściągnięciem było spore zamieszanie”.
Skoro chciał obecności swojego prawnika, to czy nie wiedział, że w dniu podpisania powinien być razem z nim? Tym bardziej, że był to ostatni dzień, w którym można było tę umowę podpisać.
Ale to chyba jednak ściema, bo później pojawiły się informacje, że w ostatniej chwili Grosickiego chciał Sporting Lizbona. On też chciał zasmakować klimatu Portugalii, więc może dlatego… Znów oddajmy głos prezesowi Bursasporu:
„Wrócił do hotelu, a gdy po niego pojechaliśmy, pokój był już pusty. Grosicki uciekł”.
Podobno Hull City, gdy poczuło możliwość szybkiego zarobku, zawyżyło stawkę za Polaka. I za nic nie chciało zejść z ceny dlatego transakcja upadła. Ale przecież tak samo było kiedyś z Burnley! Też ostatniego dnia okna transferowego coś nie zaskoczyło. Grosicki też był o włos od podpisania kontraktu.
Według mojej teorii przez przypadek coś może zdarzyć się raz. Gdy dzieje się po raz drugi, należy już mówić o konsekwencji określonych działań, bądź ich braku. Dlatego trzeba umieć wyciągać wnioski.
Czy Grosicki naprawdę wierzył, że będąc w Turcji, gdy do zamknięcia okna transferowego pozostały dosłownie minuty, zdąży jeszcze dopiąć wszystkie formalności z klubem z drugiego końca Europy, nawet gdyby Hull City zeszło z ceny?
Tajemniczo zabrzmiało jedno zdanie z felietonu Jerzego Dudka (za: przegladsportowy.pl):
„Turcy od jakiegoś czasu zdecydowanie zwiększyli swoją świadomość piłkarską. Już nie jest tak, że da się im wcisnąć cokolwiek. Płacą wyłącznie za sukces sportowy i za zaangażowanie, dlatego nie ma co się dziwić ich ostrożności, jeśli Grosik rzeczywiście poprosił o przyspieszenie wypłaty”.
Czyli, jeśli dobrze zrozumiałem, już przy podpisywaniu kontraktu chciał awansem dostać pierwszą wypłatę? Niestety autor nie rozwinął tego wątku...
Dudek twierdzi, że Grosicki „musi ratować karierę”. Paradoksalnie wszelkie jego działania mają z założenia właśnie taki cel! Tylko niestety efekt jest przeciwny do zamierzonego.
Podobno chciało go jeszcze kilka innych klubów tureckich. Podobno chciał też Panathinaikos Ateny, tak jak podobno kiedyś chciała go połowa klubów Premier League. Tylko czy on nie za bardzo sprawiał wrażenie, że jest w Hull City jedynie na moment? Bo jak twierdzi Dariusz Dziekanowski (za: wp.pl):
„To jest Anglia, nie musisz całować herbu, ale musisz gryźć murawę. Dopóki masz kontrakt, nie możesz mówić głośno o zmianie klubu. Tym zajmuje się menedżer i robi to po cichu. Jeśli dajesz do zrozumienia, że chcesz odejść, masz wszystkich przeciwko”.
Czy Grosicki wyciągnie wnioski z kolejnej bolesnej lekcji przed następnym oknem transferowym?
▬ ▬ ● ▬