Kto nie jest na wieczność?

Dariusz Banasik nie jest już trenerem Radomiaka Radom. Oczywiście dymisje w tym fachu są czymś tak powszednim, że nie powinny budzić zdziwienia, ale…

Niemal równo przed czterema miesiącami wydawało się, że świat należy właśnie do niego. Może nie cały, ale ten piłkarski ograniczony do ojczyzny, na pewno. Banasik mógł oczekiwać, że nowy rok będzie równie dobry jak ten, który za kilka dni miał się zakończyć. W ostatniej ligowej kolejce w grudniu jego Radomiak rozbił w Warszawie Legię 3:0.

Oczywiście była to Legia w środku swojego najgorszego sezonu od lat, ale mimo wszystko taki wynik w wykonaniu beniaminka na boisku aktualnego ciągle mistrza Polski robił wrażenie. Tak samo jak wrażenie robiły wyniki Radomiaka w całej rundzie jesiennej. Zamiast bronić się przed spadkiem, przed zimową przerwą po rozegraniu 19 meczów zajmował czwarte miejsce mając 35 punktów. Tyle samo co trzeci Raków Częstochowa, czyli z realnymi szansami na walkę na wiosnę o europejskie puchary.

Nazywanie wtedy Banasika trenerską gwiazdą ligi byłoby przesadą, ale z pewnością stał się jej znaczącą postacią. Kibice Legii po wspomnianym meczu w Warszawie skandowali jego nazwisko. Pracował przecież kiedyś w ich klubie, ale prowadząc tylko jego rezerwy, by wrócić i ciężko zlać pierwszą drużynę.

Efektem tego uznania były też udzielane wywiady. Z pewnością bił z nich optymizm, o czym świadczy choćby ten fragment (za: sport.pl):

„Myślę, że nasze rezerwy tkwią głównie w pewności siebie. Teraz zespół jest na tyle pewny swego, że może wygrać z każdym w ekstraklasie, ale nie zawsze tak było i wciąż może być jeszcze lepiej. Mamy też kilku zawodników, którzy nie pokazali jeszcze pełni możliwości, jak Luan, Thabo Cele czy Tiago Matos. Oni mają duże umiejętności, ale wciąż potrzebują czasu. Mamy jeszcze rezerwy”.

I na tej podstawie Banasik wyciągnął wniosek:

„Wiosną wcale nie musimy grać gorzej. Ba, możemy grać nawet lepiej. Mamy też całkiem korzystny kalendarz – w lutym gramy aż trzy mecze u siebie. Jeśli zdobędziemy w nich sporo punktów, to do końca powinniśmy bić się o najwyższe cele”.

Pomylił się i to bardzo. Bo na wiosnę Radomiak z jedenastu meczów ligowych wygrał jeden, przed dwoma miesiącami, a Banasik właśnie przestał być jego trenerem. Coś poszło nie tak. Na pewno, ale co? Były już trener ma nad czym rozmyślać.

Przypadki takie jak Banasika, które wbrew pozorom zdarzają się dość regularnie, moim zdaniem można logicznie wytłumaczyć. Radomiak jest kolejną drużyną osiągającą wyniki ponad stan. Czy można oczekiwać od klubu, którego drużyna po kilkudziesięciu latach wróciła do Ekstraklasy, ze stadionem dopiero w budowie, żeby od razu stał się jej wiodącą siłą? Nie ma przecież do tego odpowiedniego potencjału. Może najwyżej przez chwilę poszaleć siłą rozpędu po awansie, jeśli zacznie idealnie współgrać kilka czynników.

Dokładnie tak samo było w ubiegłym roku z Wartą Poznań, wtedy również beniaminkiem, z tą tylko różnicą, że dobrze spisywała się do końca sezonu, by w ostatniej klejce walczyć nawet o miejsce w europejskich pucharach. Zaczęła dołować dopiero w pierwszej części obecnego sezonu. W Radomiu tąpnięcie nastąpiło pół roku wcześniej.

Zawsze w takich przypadkach za słabsze wyniki przychodzące po tych nadspodziewanie dobrych płaci posadą trener. Bo rozbudza nadzieje zdecydowanie ponad stan, wpadając w tworzoną przez siebie pułapkę. Gdyby prowadzona przez niego drużyna była tylko ligowym średniakiem, broniąc się skutecznie przed spadkiem, pewnie nikt by go nie chciał zwalniać.

Dla Radomiaka to dopiero drugi sezon w Ekstraklasie. Pierwszy, 1984/85, zakończył się degradacją. Banasik, który wywalczył z drużyną ponowny awans (nawet dwa, bo najpierw z trzeciej ligi zwanej drugą), zostawił ją na siódmym miejscu w tabeli. Nawet gdyby przegrała wszystkie mecze do końca sezonu i tak zajmie najwyższe miejsce w Ekstraklasie w historii klubu. A trener, który tego dokonał, właśnie został przez ten klub zwolniony.

Drużyna z całą pewnością ma na wiosnę słabszą serię, co wcześniej czy później musiało nastąpić. Zdarzyło się na szczęście w najlepszym momencie, gdy nic jej nie grozi. No bo chyba tylko szaleniec mógł wymagać awansu do europejskich pucharów w pierwszym sezonie po awansie.

Prezes Radomiaka Sławomir Stempniewski powiedział w programie w telewizji CANAL+, że celem przed sezonem była „górna część tabeli”, czym mnie zszokował. Czy aby na pewno taki był cel przed sezonem? A może dopiero przed wiosenną rundą?

Zapytany, czy Banasik cel osiągnął, odpowiedział, że „na dziś niby tak jest”, ale zasugerował, że gdyby pozostał trenerem, mogło być gorzej, dlatego nie czekał ze zmianą do końca sezonu. A nowy, Mariusz Lewandowski, objął drużynę wcześniej, by mieć więcej czasu na zapoznanie się z nią przed kolejnym sezonem.

Mówił też o „zmęczeniu materiału po czterech latach pracy”, „trochę wyczerpaniu”, „trochę wypaleniu”… I dodał jeszcze, że „to nie jest tak, że trener jest na wieczność w klubie”. Pewnie, że nie jest. Nikt nie jest na wieczność. Prezesi też nie są.

▬ ▬ ● ▬