Kto nie powalczy o medale?

Fot. Trafnie.eu

Polska zremisowała 3:3 z Węgrami w Budapeszcie na początek eliminacji do mistrzostw świata. Poziom meczu taki sobie, choć emocji w drugiej połowie sporo.

To był debiut Paulo Sousy w roli selekcjonera. I przez godzinę jego drużyna grała, a wygrywali Węgrzy. Polacy zdominowali bowiem mecz dosłownie od pierwszej minuty, ale po zaledwie kolejnych pięciu prowadzili rywale. Zaraz po przerwie podwyższyli prowadzenie i gdy wydawało się, że jest już pozamiatane, w ciągu dwóch minut nasi wyrównali. Potem kolejne prowadzenie gospodarzy i kolejne wyrównanie gości.

Tak wyglądał mecz w dużym skrócie. Zmienność nastrojów, szczególnie w drugiej połowie, przyniosła sporo emocji. Natomiast trudno było się zachwycać poziomem gry. Mecz zacięty, twardy, choć nie brutalny, ze sporą dozą chaosu, na czym zyskiwali chyba Węgrzy, mający drużynę o nieco mniejszym potencjale. Szczególnie przed przerwą, gdy sytuacji bramkowych było jak na lekarstwo. I, jeśli dobrze zapamiętałem, bez celnego strzału polskiej reprezentacji, a tylko z jednym niecelnym.

Czy remis, to dobry wynik? Na pewno nie, jeśli weźmie się pod uwagę oczekiwania i tytuły w stylu – „Na Węgry po zwycięstwo”! Dla mnie nie stanowi żadnej niespodzianki. Uprzedzałem przecież, że Węgrzy to nie piłkarskie „ogórki”, co potwierdzili w czwartkowy wieczór. Ale jakoś nie słyszałem po meczu lamentu tych, którzy czekali na trzy punkty...

Odniosłem wrażenie, że trenerowi Paulo Sousie wydawało się, że poprowadzi reprezentację swojej ojczyzny. Dlatego na środek obrony wstawił debiutanta Michała Helika. Byłem tą decyzją zaskoczony, nawet bardzo. I odnosiłem też wrażenie, że to piłkarze muszą się dostosować do jego taktyki, a nie taktykę należy dobierać pod ich umiejętności.

Może myślał, że jak w Portugalii nawet debiutanci są przygotowani, by z marszu wejść do wyjściowego składu w ważnym meczu inaugurującym eliminacje do mistrzostw świata? Chyba po przerwie zorientował się, że prowadzi jednak reprezentację innego kraju i pora zweryfikować wcześniejsze decyzje. Dlatego Helika zastąpił Kamil Glik, który nie zwykł w ostatnich latach siedzieć w reprezentacji na ławie. Wpuścił też na boisko Kamila Jóźwiaka i Krzysztofa Piątka. Odpłacili mu się błyskawicznie zdobywając bramki.

Drużyny prowadzone przez Sousę grały zazwyczaj bardzo ofensywnie. Objawiało się to zdobywaniem wielu bramkę, ale sporo ich też niestety traciły. Jego debiut w roli selekcjonera potwierdził wspomniane obserwacje. Nie potwierdziły się natomiast opowiadane przez niektórych bajki, że mamy światowej klasy piłkarzy, tylko brakuje im trenera. Sousa cudotwórcą się nie okazał, czego mogli oczekiwać tylko naiwni.

Nie mam jednak zamiaru go krytykować. Nie dostał żadnej szansy na przetestowanie czegokolwiek, więc po pierwszym meczu dostał przynajmniej materiał do przemyśleń. Mam natomiast nadzieję, że wielu moich rodaków w czwartkowy wieczór ostatecznie zrozumiało, że w najbliższych mistrzostwach świata ich reprezentacja o medale walczyć nie będzie. Już samo zakwalifikowanie się do finałów będzie kosmicznym sukcesem.

▬ ▬ ● ▬