2014-02-14
Kto pompuje ten balonik?
Lechia Gdańsk zapisuje nieznany jeszcze rozdział w polskim futbolu. Ma nowego większościowego udziałowca, który postanowił się jednak nie ujawniać!
Z kobietami lepiej nie zadzierać. Kibice w Gdańsku zdenerwowali jedną i postanowiła się pozbyć ich ukochanego klubu. W listopadzie na stronie Lechii znalazło się oświadczenie:
„W związku z zaistniałymi w ostatnim okresie faktami jako pośredni większościowy akcjonariusz Lechii Gdańsk SA, bez względu na opinię mojego męża Andrzeja, podjęłam decyzję o uruchomieniu procedury mającej na celu zakończenie współpracy”.
Ewa Andreasik-Kuchar
Autorka oświadczenia (właścicielka firmy - większościowego udziałowca klubu) zareagowała tak, gdy kibice na meczu obrażali jej męża. I słowa dotrzymała, choć nie wiadomo z kim się dogadała. Nowy większościowy udziałowiec klubu nadal się nie ujawnia. Ze strachu? Ze wstydu? Sam nie wiem.
Wiem natomiast kto jest w tej chwili w Lechii najważniejszy. Mariusz Piekarski udzielił w ostatnich tygodniach wielu wywiadów. Polska to chyba jedyny kraj na świecie, w którym agenci piłkarscy robią za większe gwiazdy niż sami zawodnicy. Piekarski przedstawiany jest w mediach jako znajomy nowych właścicieli klubu. Tak to nakreślił ekstraklasa.net:
„Zainteresowałem nowych inwestorów Lechią już jakiś czas temu, ale pomagam im od czasu do czasu, bo sam mam niewiele wolnego. Znam się z nim od wielu lat, mamy do siebie zaufanie, więc w pewnym sensie dzięki mnie pojawili się w Gdańsku. Są pozytywnie nastawieni do tego projektu. Nie chcę pompować balonika, jednak mogę zapewnić, że dzięki nim klub będzie walczył o najwyższe cele. Dobrze się dzieje, że do polskiej ligi przychodzą ludzie, którzy chcą coś stworzyć, mają pasję i doświadczenie w biznesie”.
Okazało się, choć to pewnie czysty zbieg okoliczności, że w kadrze Lechii pojawiło się czterech zawodników, których interesy reprezentuje agent Piekarski: Paweł Stolarski, Aleksander Jagiełło, Maciej Makuszewski i Zaur Sadajew. Do transferu tego pierwszego próbowano dorobić drugie dno, z Legią i Wisłą w tle. Niepotrzebnie. Zawsze lepiej się zastanowić kto w danym rozdaniu tasuje karty.
W kontekście zmian zachodzących w Lechii wymieniany jest jeszcze Adam Mandziara. Niektórzy twierdzą, że ma być nawet głównym rozprowadzającym. Wkrótce się przekonamy, mam nadzieję…
Mandziara to agent, który od lat służy polskiej piłce swoim bogatym doświadczeniem. Współpracował z przeróżnymi firmami i agencjami. Nawet trudno je zliczyć. Powinien chyba dostać nagrodę za wytrwałość. Z podziwu godną determinacją próbuje od lat przejmować kolejne kluby, z różnym skutkiem. W kilku mu się nie udało (Wisła, ŁKS, Polonia Bytom). Natomiast udało się w Ostrowcu Świętokrzyskim. Zapytajcie tam co zostało po nim i ludziach, których przyprowadził do miejscowego KSZO…
W Krakowie stał się nawet ulubieńcem kibiców. Wywiesili kiedyś na meczu transparent: „Mandziara łapska precz od Wisły”. Nie posłuchał. Wystawił klubowi faktury za swoje usługi menedżerskie na skromne 700 tysięcy euro. Wisła poszła z tym do prokuratury. Skończyło się w sądzie i to w Szwajcarii. Właściwie jeszcze się nie skończyło, sprawa w toku. Tak ją opisał sam klub na swojej stronie internetowej na początku lutego:
„Chodzi o bardzo stare sprawy, związane jeszcze z okresem, w którym do Celtiku Glasgow transferowano Macieja Żurawskiego. Szwajcarski sąd zablokował część środków, jakie UEFA miała przekazać do Wisły z tytułu gry w Lidze Europy w sezonie 2011/12.
Część kwoty nadal jest zablokowana przez sąd szwajcarski. - Ktoś wymyślił sobie zupełnie wirtualne roszczenia i na ich podstawie spreparował wniosek o nałożenie sekwestru (sądowe zajęcie majątku w celu zapewnienia roszczeń - wikipedia) i sąd nie badał bardzo precyzyjnie zasadności tych roszczeń tylko orzekł sekwestr - wyjaśnia sytuację prezes Bednarz. - Odwołaliśmy się od decyzji, zmusiliśmy sąd drugiej instancji aby się tym zajął i on zwolnił 3/4 tej kwoty. W międzyczasie pan Mandziara wygenerował następne roszczenie i został drugi sekwestr na tę kwotę. W rezultacie część pieniędzy odzyskaliśmy, części ciągle nie”.
Jest się o co bić, bo do odzyskania pozostało około 175 tys. euro, czyli ponad 700 tys. złotych. Wynika z tego jasno, że usługi pana Mandziary tanie nie są. Mam nadzieję, że ktoś w Gdańsku o tym wie. Choćby udziałowcy mniejszościowi. Taka wiedza powinna się przydać. Bo chyba w Lechii w najbliższym czasie trochę będzie się działo…
▬ ▬ ● ▬