Kto się gdzie (nie) sprawdzi?

Fot. Trafnie.eu

Okres transferowy w Ekstraklasie w pełni. Niektórzy już próbują naginać rzecywistość do swojej wyobraźni. Kilku pewnie się nawet uda. A efekt?

Przeczytałem w „Przeglądzie Sportowym” wywiad z prezesem Lecha Poznań Karolem Klimczakiem. Dziennikarz zapytał, czy po zdobyciu mistrzostwa Polski jego klub odkręci kurek z pieniędzmi. Oczywiście pieniędzmi na nowe transfery. Oto jaką otrzymał odpowiedź:

„Nie, bo jeśli nawet jest kurek, to nie ma w nim... pieniędzy. Od samego zdobycia tytułu tej kasy nam nie przybyło. Jestem przekonany, że to jest jasne dla wszystkich, że nagle przy Bułgarskiej nie ma eldorado finansowego, bo Kolejorz jest mistrzem”.

Uzasadnienie logiczne poza samą przenośnią z kurkiem. Oczywiście, że w kurku nie ma pieniędzy, bo to tylko kranik do zbiornika, w który miałyby być. Czyli początkowa część odpowiedzi na pytanie za bardzo panu prezesowi nie wyszła. Pomyślałem chwilę i doszedłem do wniosku, że paradoksalnie może to jednak bardzo... trafiona przenośnia do przenośni – pieniędzy tak mało, że nie tylko nie ma ich w zbiorniku, ale nawet nie potrafią zapełnić kraniku, przez który przepływają.

Transfery w polskich klubach polegają na tym, by sprzedać za jak najlepsze pieniądze tych, których ktoś chce kupić, a sprowadzić (za dużo mniejsze) takich, którzy będą udawali lepszych, niż są. I tak to sie kręci od lat.

Przyjrzałem się kilku zapowiedzianym transferom. Najwięcej szumu wokół piłkarza Jagiellonii Michała Pazdana. Chce go Legia. Nie wiadomo jednak czy dostanie, bo zainteresowane są nim też trzy kluby Bundesligi. Nawet podano ich nazwy: VfB Stuttgart, HSV Hamburg i Schalke 04 Gelsenkirchen. Problem polega na tym, że polskie media poinformował o tym agent piłkarza. Ciągle więc nie wiem - czy chciałby go tam opchnąć, czy kluby rzeczywiście się nim interesują, czy może Legia powinna się dowiedzieć, że będzie musiała zapłacić więcej? Jak jeden z klubów niemieckich to potwierdzi, wtedy można zacząć mówić o zainteresowaniu Pazdanem.

Odniósł się do tego w wywiadzie dla goal.pl Andrzej Grajewski, przedstawiany jako „menedżer piłkarski, były prezes Widzewa Łódź”. O zawodnikach, których interesy reprezentuje, opowiada tak, jakby mieli za chwilę zostać nowym Messim czy Ronaldo. Ale przynajmniej jedno jego zdanie zasługuje na uwagę. Może dlatego, że dotyczy Pazdana, a nie jednego z grajków „Grajka”:

„Do jednego z wielkich klubów w Niemczech Michał Pazdan nie trafi, ponieważ niemieccy menedżerowie przede wszystkim zwracają uwagę na młodszych piłkarzy”.

Z kolejną opinią już tak łatwo zgodzić się nie mogę:

„Co nie zmienia faktu, że Michał dałby sobie radę w prawie każdym niemieckim zespole. W takich klubach jak Hoffenheim, HSV, czy Borussia Dortmund na pewno by się sprawdził”.

Może nawet chciałbym przytaknąć, ale zbyt realistycznie patrzę na polskich piłkarzy. Życzę jednak Grajewskiemu, Pazdanowi też, by ta opinia się sprawdziła.

▬ ▬ ● ▬