Kto się kim (czym) zachwyca i dlaczego?

Fot. Janusz Partyka/legia.com

W środę o północy zakończyło się zimowe okno transferowe w polskiej lidze. Szału nie było, bo być nie mogło. A kto ile jest (był) wart, oczywiście dopiero się okaże.

To powinno być oczywiste, choć dla niektórych oczywiste niestety nie jest. Dlatego pewnie zaraz trafię na rankingi zimowych transferów. Równie dobrze można oceniać wygodę jazdy samochodem nie wsiadając do niego. Każdy piłkarz wart jest tylko i wyłącznie tyle, ile znaczy dla konkretnej drużyny. Jeśli ktoś chce jakiś transfer oceniać, niech poczeka przynajmniej do końca sezonu.

W zimowym oknie szału nie było, bo być nie mogło. W Polsce najchętniej widziani są wolni zawodnicy, za których nie trzeba płacić, choć to pojęcie – pułapka. Bo często kosztują więcej (prowizje agencyjne, wynegocjowany kontrakt) i grają gorzej od tych, za których trzeba coś oficjalnie zapłacić.

Ale do polskiej ligi prawie nie kupuje się zawodników. Bo kwot za jakie się ich czasami ściąga, maksymalnie około miliona, półtora miliona euro, w poważnej piłce nikt poważnie nie traktuje. To nie są pieniądze, za które można kupić poważnego zawodnika.

Dlatego każde okno transferowe w polskiej lidze stanowi loterię. Agenci przekonują szefów klubów, że akurat ich klient jest tym, którego potrzebują i który u nich odpali. A jak odpali, to nie pożałują, bo za chwile opchną go gdzieś dalej za większe pieniądze.

Czasami ktoś rzeczywiście odpala i zaczyna odgrywać wiodącą rolę w drużynie, a nawet całej lidze, jak choćby Tiba w Lechu Poznań. Ale takie perełki trafiają się rzadko. Reszta stanowi najczęściej uzupełnianie składu, dając pożywkę krytykom, więc wcześniej czy później musi się pojawić w mediach określenie „szrot”...

Na pewno nie można tak nazwać ostatniego nabytku Legii, która próbuje go odpowiednio zareklamować:

„19-letni napastnik Ernest Muci, uważany za jednego z najbardziej utalentowanych zawodników młodego pokolenia na Bałkanach, podpisał kontrakt z Legią Warszawa obowiązujący do 30 czerwca 2025 roku. Ernest Muci to młodzieżowy reprezentant Albanii i były czołowy zawodnik mistrza kraju FK Tirany. W 60 meczach w jej barwach zdobył 18 bramek”.

Czy odpali, czyli długo w Polsce nie pogra, lądując w jakieś lepszej lidze? A może wręcz odwrotnie? Pewnie w Warszawie też chcieliby wiedzieć. Tak samo jak w innych klubach o ściągniętych do nich piłkarzach, o których przeciętny kibic w Europie wie niewiele lub nic.
Nowy nabytek Lechii Gdańsk, Joseph Ceesay, Szwed pochodzący z Gambii, zdążył już pokazać w wiosennych meczach, że piłka nie tylko odbija mu się od nóg, ale potrafi też coś z nią zrobić. Na zachwyty jednak zdecydowanie za wcześnie. Na razie udowodnił, że świetnie potrafi zjednać sobie przychylność otoczenie w nowym miejscu – czyli chwalić kogo i co się da (za: wp.pl):

„W Polsce gra się nieco szybciej i jest tu więcej jakości. Nie mówię, że w Szwecji jej nie ma, ale takie są moje pierwsze spostrzeżenia po kilku sparingach i meczach w polskiej lidze. Dla mnie ważne jest to, gdy mogę pokazać na boisku umiejętności piłkarskie, ale jestem również biegaczem i gdy mam okazję do biegania na boisku, również mi to odpowiada”.

Chciałbym przeczytać kiedyś jego opinię o polskiej lidze, gdy już się z nią pożegna.
Mniej więcej tę samą metodę zastosował Albin Granlund. Przywędrował do Polski wręcz ze statusem gwiazdy. Jest bowiem 18-krotnym reprezentantem Finlandii, która wystąpi przecież w finałach najbliższych mistrzostw Europy. I tak wypowiada się o drużynie, która jest na dnie Ekstraklasy (za: wp.pl):

„Przed przyjściem do Stali Mielec oglądałem kilka meczów mojego klubu, włączając starcia z Lechem Poznań i z Legią Warszawa. Koledzy pokazali wiele jakości i jesteśmy w stanie stanąć naprzeciw każdego. Mamy dobry zespół, który może jeszcze dużo pokazać. (…) Musimy uwierzyć w siebie i robić to, co obecnie robimy, a wyniki przyjdą, jestem o tym przekonany”.

Pożyjemy, zobaczymy. Zobaczymy też jak potoczą się losy zawodników, którzy zimą z Polski odfrunęli. Mam na myśli dwóch nowych graczy Brighton and Hove Albion – Jakuba Modera i Michała Karbownika. Na razie nie ma się czym chwalić, nie licząc pochwał menedżera zespołu Grahama Pottera po meczu w Pucharze Anglii z Leicester City:

„Jestem nimi zachwycony”.

Tak bardzo się zachwycił, że dla Karbownika w ostatnim meczu Premier League zabrakło nawet miejsca na ławce rezerwowych, a Moder wciąż nie może się z niej podnieść...

▬ ▬ ● ▬