La Liga rządzi w Europie

Fot. Trafnie.eu

Sevilla zdobyła po raz kolejny Puchar UEFA wygrywając pewnie finał ligi Europejskiej. Dlatego chyba trzeba się zastanowić nad zmianą nazwy rozgrywek.

Najpierw jednak trzeba zaznaczyć, że w zwycięskiej drużynie wystąpił Grzegorz Krychowiak. Cieszy, gdy rodak zdobywa najcenniejsze klubowe trofea. Tym bardziej, że dokonał tego w barwach bardzo silnej drużyny, mając miejsce w jej podstawowym składzie.

Niestety są i gorsze wiadomości w nim związane. Ciągle gra, gdy jego koledzy z reprezentacji relaksują się na obozie kadry w Jastarni. I, co gorsza, jeszcze grać będzie podczas weekendu w finale Pucharu Króla z Barceloną. Teoretycznie więc od razu po ciężkim sezonie zacznie przygotowania do ciężkiego turnieju we Francji. Mam nadzieję, że nie padnie ze zmęczenia jeszcze zanim się zaczną. I przygotowania, i EURO 2016.

Na razie jest częścią drużyny tworzącej historię. Sevilla po raz trzeci z rzędu wygrała Ligę Europejską. Nikomu przed nią to się nie udało. Krychowiak świętował dwa z trzech jej triumfów. Choć to rozgrywki pozostające w głębokim cieniu Ligi Mistrzów, gdy dochodzi do finału ich ranga na chwilę wzrasta. Szczególnie w oczach kibiców obu klubów, które uzyskały do niego awans.
A później, parafrazując słowa Garrye'go Linekera, ...i tak zawsze wygrywają Hiszpanie. Precyzyjniej – hiszpańskie zespoły mające w składzie całą plejadę międzynarodowych gwiazd. W kończącym się sezonie już trzeci raz rzędu triumfują w obu europejskich rozgrywkach! Liga Mistrzów za tydzień będzie przecież ich wewnętrznym pojedynkiem. Czyli po raz trzeci z rzędu Superpuchar Europy w sierpniu też stanie się hiszpański.

Można więc śmiało zmienić nazwę Ligi Mistrzów i Europejskiej dodając na początku „hiszpańska”. W najbliższym sezonie trudno się bowiem spodziewać raptownych zmian. Dzięki środowemu zwycięstwu Sevilla zapewniła sobie automatyczny awans do Ligi Mistrzów (regulaminowa zmiana wprowadzona przez UEFA, by podnieść rangę tych drugich, gorszych rozgrywek). Czyli już na pewno w fazie grupowej wystąpią cztery hiszpańskie drużyny, a piąta powalczy o to w kwalifikacjach.

W sumie bardzo logiczne. Hiszpańska ekstraklasa jest przecież najsilniejsza na świecie, więc trudno się dziwić, że rządzi też w Europie. Skoro cały świat emocjonuje się dwa razy w roku Gran Derbi - pojedynkami Realu z Barceloną, nie powinien być zaskoczony, że na zakończenie sezonu będzie miał też derby Madrytu w Mediolanie w finale Lidze Mistrzów.

Środowy finał Ligi Europejskiej w Bazylei zakończył się pewnym zwycięstwem 3:1 Sevilli nad Liverpoolem, choć do prezerwy przegrywała 0:1. Trener pokonanych, Jürgen Klopp, podszedł po meczu do sędziego i pokazał mu dwa palce, co prawdopodobnie sugerowało, że w pierwszej połowie powinien podyktować dwa rzuty karne dla jego drużyny.

Nie zgadzam się z nim zupełnie. Piłka rzeczywiście dwa razy dotknęła rąk piłkarzy w Sevilli (w tym raz Krychowiaka) znajdujących się we własnym polu karnym. Nie były to jednak sytuacje, przynajmniej dla mnie, aż tak oczywiste. Gdyby sędzia podyktował jedenastki, pewnie wszyscy by teraz dyskutowali, że postąpił zbyt pochopnie, pomógł słabszemu Liverpoolowi. Dopóki przepis o karnym będzie tak nieostry, a pewnie będzie zawsze, kontrowersje nie znikną.

Klopp nie mógł się pogodzić z porażką, co jestem w stanie zrozumieć. Mam nadzieję, że on zrozumie dlaczego Liverpool przegrał. Nie przez sędziego, ale dlatego, że był o klasę słabszy. Nie wierzyłem w jego awans do finału, co uznałem za ogromny sukces. A przegrał w nim, bo w drugiej połowie Sevilla go wręcz zmiażdżyła. Czyli pokazała dlatego hiszpańskie drużyny rządzą w Europie.

▬ ▬ ● ▬