Lekcja pokory od mistrza

Fot. Trafnie.eu

Po długiej chorobie zmarł Gerd Müller. Był jednym z najlepszych napastników w historii futbolu. Przed laty miałem szczęście go poznać i zrobić z nim wywiad.

Odszedł w wieku 75 lat, a przez ostatnie dziesięć zmagał się ze straszliwą chorobą Alzheimera. Był prawdziwą ikoną Bayernu Monachium i reprezentacji Niemiec. To właśnie jego rekord pobił w tym roku Robert Lewandowski. Rekord, który wydawał się nie do pobicia. W sezonie 1971/72 Müller strzelił w Bundeslidze 40 bramek. Był genialnym napastnikiem.

Bo tylko traki ma niewiarygodny instynkt strzelecki pod bramką. Piłka go szukała i zawsze znajdowała w polu karnym, dlatego z regularnością dobrze zaprogramowanej maszyny posyłał ją do siatki. I dlatego pozostawił jeszcze rekordy, które nie tak łatwo będzie pobić nawet Lewandowskiemu. Szczególnie ten z największą liczbą bramek zdobytych w Bundeslidze – 365 w 427 meczach.

Jako piłkarz osiągnął właściwie wszystko. Był mistrzem świata i Europy, królem strzelców obu imprez, zdobył najważniejsze klubowe trofea – Puchar Interkontynentalny, Puchar Mistrzów czy Puchar Zdobywców Pucharów. Otrzymał też nagrodę Złotej Piłki.

To on odebrał Polakom szansę gry w finale mistrzostw świata w 1974 roku. Dokładniej bramka, którą zdobył w „meczu na wodzie” we Frankfurcie nad Menem, decydującym o awansie, co tak opisał w swojej biografii „A ty będziesz piłkarzem” (Arskom Sport Brokers) Władysław Żmuda:

„Trzeba pamiętać, że musieliśmy ten mecz wygrać, by awansować do finału. Mieliśmy więcej klarownych sytuacji, ale ich nie wykorzystaliśmy. A Niemcy strzelili bramkę i zwyciężyli. Gerd Müller był trudny do krycia. Wydawało się, że nie stanowi zagrożenia, a wystarczył moment nieuwagi i już piłka była w siatce po jego zagraniu. Chyba Jurek Gorgoń dał wtedy hasło, żebyśmy wyszli do przodu i skrócili pole gry. Bernd Hölzenbein wziął na plecy Antka Szymanowskiego. I to było praktycznie podanie od Antka, który próbował mu wybić piłkę. Trafiła do Müllera, który wykończył akcję. Chwila nieuwagi i po meczu”.

Znacznie gorzej wiodło się Müllerowi po zakończeniu kariery. Miał problemy z depresją i alkoholem. Wtedy pomogli mu dawni koledzy z boiska rządzący już Bayernem. Dostał w klubie posadę trenera, pracował z młodymi piłkarzami. W tym okresie podczas pobytu w Monachium udało mi się z nim porozmawiać. Z tego wywiadu zapamiętałem szczególnie jeden fragment, który potem wielokrotnie przywoływałem z pamięci.

Müller opowiedział jak trafił do Bayernu. Przed rozmową z nim wydawało mi się, że nie ma w tym nic niezwykłego. Napastnik o wyjątkowych predyspozycjach stał się gwiazdą wielkiego klubu zdobywając z nim wszystkie możliwe trofea. Nic bardziej błędnego!

W latach sześćdziesiątych zaczynał karierę w TSV 1861 Nördlingen występującym w lidze regionalnej Bawarii. W tym czasie najmocniejszą pozycję w Monachium miało TSV 1860, powszechnie nazywane w Niemczech „Sześćdziesiątką”. I właśnie szefowie tego klubu chcieli pozyskać świetnie rokującego młodego napastnika popisującego się niewiarygodną skutecznością - 44 bramki w 28 meczach! Müller uraczył mnie ciekawą opowieścią na ten temat:

Sześćdziesiątka rzeczywiście była mną zainteresowana. Menedżerowie tego klubu zapowiedzieli, że przyjadą do mnie do domu. I pewnego dnia rzeczywiście przyjechało dwóch panów. Zaczęliśmy rozmawiać o ewentualnym przejściu do ich drożyny. Ale po pewnym czasie zorientowałem się, że oni są z... Bayernu. Zacząłem się zastanawiać czy przypadkiem nie zwariowałem?! Już wcześniej poznałem menedżera Bayernu – Roberta
Schwana, który miał firmę ubezpieczeniową. Darzyłem go zaufaniem. Dlatego szybko nabrałem też zaufania do menedżera z jego firmy, którego wysłał na rozmowę ze mną. Z drugiej strony pomyślałem, że nie ma co się pchać do Sześćdziesiątki, w tym czasie strasznie mocnej drużyny. W 1966 roku zdobyła mistrzostwo, dwa lata wcześniej puchar Niemiec. W ataku na prawej stronie grał Fredi Heiss, Hennes Küppers na lewej, a Peter Grosser na środku. Mogłem im co najwyżej buty czyścić! Doszedłem do wniosku, że dla mnie, 18-letniego chłopaka z prowincjonalnego klubu, nie będzie już miejsca w podstawowym składzie. Postanowiłem iść do Bayernu, który występował wtedy w lidze regionalnej, zamiast do Sześćdziesiątki. Wiedziałem, że tam będę miał większą szansę na grę”.

Miał rację. To była świetna decyzja. Razem z Bayernem krok po kroku wdrapał się na sam szczyt.

Ten fragment zapamiętałem chyba dlatego, że stanowi świetną lekcję pokory dla młodych zawodników. Przywoływałem go z pamięci wielokrotnie, jeśli pojawiała się informacja, że jakiś wielki klub chce uzdolnionego młodziutkiego zawodnika. I zawsze wtedy miałem ochotę go przestrzec – nie idź tam! - pamiętając historię opowiedzianą przez Müllera.

Bo to on mnie nauczył, że lepiej dla młodego piłkarza zacząć szczebel niżej, niż piąć się na początku kariery zbyt wysoko. Dlatego fragment tej rozmowy tak dobrze pamiętał. Tak jak i bramkę, którą strzelił Polsce w 1974 roku…

▬ ▬ ● ▬