Łódzka pornografia

Fot. Trafnie.eu

Czy mecz w czwartej lidze, oficjalnie zwanej trzecią, może przyciągać uwagę w podobnym stopniu, jak te w Ekstraklasie? Okazuje się, że może. 

Reporter radia internetowego, relacjonującego na żywo pojedynek, nazwał go „szlagierowym”. Na trybunach zasiadło około 2200 widzów. Naprzeciw siebie stanęli dawni ligowcy – Polonia Warszawa i ŁKS Łódź. W 1998 roku ich mecz na tym samym stadionie decydował bezpośrednio o zdobyciu tytułu mistrza Polski.

Od tamtej pory stadion trochę się zmienił. Jeszcze bardziej zmieniła się sytuacja obu klubów. Oba są po przejściach, głównie organizacyjnych, które zdecydowały o degradacji o kilka szczebli z powodu niespełniania wymogów licencyjnych. I oba rozpoczęły długą, raczej wyboistą, drogę powrotną do Ekstraklasy.

O tym, że mecz w czwartej lidze trzeba potraktować jak najbardziej poważnie, wiedziała doskonale policja. Zgromadziła więc siły większe, niż na niejedno spotkanie w Ekstraklasie. Okazało się, że słusznie, bo na trybunach doszło do zadymy, jakiej w tym roku jeszcze na polskich stadionach nie widziałem.

Nie wiem dokładnie o co poszło, ale zrobiło się gorąco. Najpierw kibice ŁKS, którzy w sile 350 (maksymalna pula przydzielonych im biletów) zjechali do stolicy, próbowali się dostać do sektora buforowego. To samo po chwili starali się zrobić kibice miejscowi. Poczuciem humoru próbował napiętą sytuację rozładować speaker:

„Prosimy pozostać na miejscach, za chwilę będą sprawdzane bilety”.

Przez moment nie było raczej do śmiechu, ale na szczęście tylko przez moment. Policja wprowadziła na trybuny siły zgromadzone pod stadionem. I obie strony dość szybko zrozumiały, że w konfrontacji z nią są skazane na porażkę, więc sytuacja została opanowana.

To wszystko działo się w drugiej połowie. W tym samym czasie na boisku za wiele się już nie działo. A jak się działo, to głównie na jednej jego połowie. I dziwna to była połowa. Meczu, nie boiska. Wszystko rozstrzygnęło się bowiem w końcowych minutach tuż przed przerwą. Jak to podsumował trener ŁKS Marek Chojnacki:

„W przekroju całego spotkania Polonia była zespołem lepszym. Ale na pewno wpływ na to miała 43 i 45 minuta, gdy »zabiliśmy« ten mecz”.

ŁKS najpierw stracił bramkę, a potem pozwolił gospodarzom na przeprowadzanie kontry, zakończonej faulem, po którym podyktowany został rzut karny, a zawodnik gości wyleciał z boiska. Polonia wykorzystała karnego i było praktycznie po meczu.

Chojnacki nie mógł szczególnie przeboleć fatalnie wykonanego rzutu wolnego przez swoich zawodników, czym sprokurowali kontrę Polonii i w konsekwencji utratę drugiej bramki:

„To jest normalnie, powiem krótko, PORNOGRAFIA!”

W drugiej połowie ŁKS, grający w dziesiątkę, ledwie kilka razy zdołał przekroczyć środkową linię. Jak w takim razie udało mu się zdobyć w ostatniej minucie kontaktową bramkę? To bardziej pytanie do zawodników Polonii, biegających po murawie już chyba na zbyt dużym luzie. Najważniejsze dla nich, że ostatecznie wygrali 2:1 i zdobyli trzy punkty.

Trener Igor Gołaszewski zdawał sobie sprawę, że było to raczej obowiązkiem jego drużyny, która na jesieni poniosła już cztery porażki i ma tyle samo punktów straty do lidera, Sokoła Aleksandrów Łódzki (rozegrał jeden mecz mniej):

„My powinniśmy być liderami, powinniśmy uciekać, a nie być, jak teraz, w roli goniących. Nam są punkty potrzebne. Za dużo ich straciliśmy, by świętować po jednym zwycięstwie nad ŁKS. Mamy jeszcze dużo do odrobienia”.

▬ ▬ ● ▬

Galeria