Logika najemnika

Fot. Trafnie.eu

Pod koniec roku redaktorzy zajmujących się piłką nie mają raczej dużo pracy. Jednak tym razem życzenia „spokojnych świat” zdecydowanie ich nie dotyczyły.

W niedzielne popołudnie doszło bowiem do prawdziwego trzęsienia ziemi, więc wszyscy musieli się natychmiast zabrać do intensywnej roboty, gdy prezes PZPN Cezary Kulesz przyznał na Twitterze:

„Dziś zostałem poinformowany przez Paulo Sousę, że chce rozwiązać za porozumieniem stron kontrakt z @pzpn_pl z powodu oferty z innego klubu. To skrajnie nieodpowiedzialne zachowanie, niezgodne z wcześniejszymi deklaracjami trenera. Dlatego stanowczo odmówiłem”.

Trudno udawać zupełnie zaskoczonego tym faktem. Plotki o możliwej ewakuacji Sousy krążyły od wielu dni. Związane są z jego ewentualnym podpisaniem kontraktu z jednym z brazylijskich klubów. Wymieniano dwa – Flamengo Rio de Janeiro i Internacional Porto Alegre, ale prawdopodobnie chodzi o ten pierwszy. Co innego jednak plotki, a co innego potwierdzona informacja pochodząca od prezesa związku. No i się zaczęło...

Przez internet przelała się fala komentarzy, często mocno emocjonalnych. Portugalczyk został nazwany „siwym bajerantem”, „kłamcą” czy „koniem trojańskim”, a jego chęć rozwiązania kontraktu z PZPN „absurdalną”. Wolę zostawić emocje z boku i spokojnie przeanalizować fakty.

Może Sousa jest jeszcze selekcjonerem polskiej reprezentacji w rozumieniu prawa, czyli obowiązującego i formalnie nie rozwiązanego kontraktu. Na pewno jednak nie jest już w praktycznym rozumieniu. Bo czy ktoś sobie wyobraża, że wita zawodników przyjeżdżających w marcu na zgrupowanie przed meczem barażowym z Rosją? Albo w szatni na Łużnikach przekazującego instrukcje przed wyjściem na bosko? Przecież to czysty absurd.

Doskonale rozumiem wzburzenie prezesa Kuleszy i decyzję odmowy rozwiązania kontraktu, którą przekazał Sousie. Ale z drugiej strony nie mam wątpliwości, że podstawową kwestią jest teraz szybka i sprawna forma rozstania się z Portugalczykiem. Wymaganie wypełnienia kontraktu, czyli powierzenie mu prowadzenia reprezentacji we wspomnianym meczu z Rosją, byłoby samobójstwem. Nawet większym niż pozostawienie poza składem Lewandowskiego, Zielińskiego czy Glika w ostatnim meczu z Węgrami.

Nie tak dawno nazwałem Sousę „najemnikiem” i właśnie potwierdził trafność dobranego określenia. Prawdopodobnie przekalkulował sobie, z logiką najemnika właśnie, co mu się bardziej może opłacać. Ewentualne przegranie baraży, w jednym czy drugim marcowym meczu, nie za bardzo, bo taka porażka zostaje w CV. Chyba już bardziej praca w klubie, nawet w dalekiej Brazylii, na dłuższym kontrakcie. Stąd jego propozycja nie do odrzucenia złożona Kuleszy.

Piotr Szefer z PZPN przyznał, że ten... (za: przegladsportowy.pl):

„...już uruchomił prawników, by weryfikowali wszelkie prawne możliwości, jakie ma związek. Dochowamy wszelkiej staranności, by PZPN nie był na tym stratny”.

Nie zgadzam się jednak z opinią, na jaką trafiłem, że teraz to Sousa ma problem, jak rozwiązać kontrakt. Teoretycznie, bo PZPN też ma problem, jak nie pozwalając mu odejść (za porozumieniem stron), natychmiast się go pozbyć. Logicznym rozwiązaniem wydaje się odszkodowanie dla związku. Mało ważne, czy zapłaci je nowy klub Portugalczyka, czy on sam. I w interesie obu stron leży, by takie porozumienie szybko zawrzeć.

Bo co, jeśli Sousa w akcie desperacji zakomunikuje, że jednak chce wypełnić kontrakt? Chyba tylko szaleniec, po tym wszystkim co zaszło w niedzielę, znów wpuściłby do do szatni polskiej reprezentacji.

▬ ▬ ● ▬