2013-05-02
Małe piwko, czyli Wembley calling
Zawsze warto uczyć się języków. Znajomość dwóch przydała się przy okazji półfinałów Ligi Mistrzów. Okazało się, że angielski ciągle ważniejszy od hiszpańskiego.
W Dortmundzie szaleństwo po awansie Borussii do finału Ligi Mistrzów. Od razu przeliczane na euro. Tureckie linie lotnicze postanowiły podpisać trzyletnią umowę reklamową z niemieckim klubem. Mam tylko nadzieję, że dzielni piłkarze nie będą lecieli na finał do Londynu przez Stambuł.
Z półfinału w Madrycie pewnie mogliby nawet wracać zahaczając o Turcję, bo byli w szampańskim nastroju. Szaleństwo zaczęło się w szatni stadionu Santiago Bernabeu, zaraz po meczu z Realem. Jak przyznał w telewizyjnym wywiadzie Łukasz Piszczek, były śpiewy i małe piwko. Międzynarodowe towarzystwo w drużynie Borussii wykazało się poczuciem humoru w iście międzynarodowym stylu. Przed rewanżem piłkarze przygotowali koszulki z napisem „Wembley calling” (Wembley wzywa). Gdy się w nie przebrali, pstryknęli fotkę, od razu wrzucając ją na facebooka.
W ten sposób piłkarze Borussii wykazali wyższość języka angielskiego nad hiszpańskim. Przez ostatnie dwa dni na wszystkie sposoby odmieniano w światowych mediach słowo „remontada”, czyli „odrabianie strat”. Niestety język hiszpański, tak jak hiszpańska piłka, poniósł podwójną porażkę w półfinałach. Wczoraj było drugie „Wembley calling”, tym razem do piłkarzy Bayernu. A ci potraktowali wezwanie z typową niemiecką powagą i solidnością. Zlali Barcelonę po raz kolejny, tym razem 3:0. W Katalonii nikt do takich rezultatów przyzwyczajony nie jest. Stracić siedem bramek w dwóch meczach półfinałowych Ligi Mistrzów? Jak na Barcelonę rzadki wyczyn. Problemy ze zdrowiem Messiego tylko w niewielkim stopniu to usprawiedliwiają.
Już wcześniej obwieszczano koniec ery tiki-taki, a wczorajszy mecz miał stanowić tylko tego ostateczne potwierdzenie. Jeśli jakaś era rzeczywiście się skończyła, to nie wczoraj, ale w ubiegłym roku. Pep Guardiola obwieścił ją wszystkim zostawiając drużynę, którą zbudował i z którą zdobył wszystko co było do zdobycia. Rozwój wypadków w sezonie stanowił tylko tego logiczną konsekwencję.
Jednak informacje o zgonie Barcelony należy uznać za zdecydowanie przedwczesne. Zresztą życzyłbym wszystkim klubom, by choć raz w swojej historii zaliczyły taki pogrzeb jak ona wczoraj. Nie zapominajmy, że cały czas rozmawiamy o półfinale najważniejszych klubowych rozgrywek na świecie, pozostającym niezrealizowanym marzeniem dla większości drużyn. Barcelona to jednak nadal niekwestionowana potęga. Mając Messiego w kadrze i sprawdzony przez lata system szkolenia nigdy nie zejdzie poniżej pewnego poziomu, do którego inni próbują, z reguły bezskutecznie, dorównać.
Do tego grona nie zalicza się już Bayern. Pokazał wczoraj, że potrafi dużo. Niektórzy obwieścili nawet początek „ery Bayernu”. Chyba ciut za wcześnie. Żeby era się zaczęła drużyna z Monachium musi wygrać w finale Ligi Mistrzów 25 maja na Wembley. Ciekawe co myślą o tym nasze trzy orły z Borussii?
▬ ▬ ● ▬