Maszyny do wygrywania nie będzie

Fot. Trafnie.eu

Na konferencji prasowej w Warszawie Jan Urban został przedstawiony przez prezesa PZPN Cezarego Kuleszę jako nowy selekcjoner reprezentacji Polski.

Związek poinformował o jego nominacji w oficjalnym komunikacie dzień wcześniej. Przy tej okazji zamieścił w internecie filmik z nowym selekcjonerem w roli głównej. Ubrany już w związkowy garnitur Urban w końcowej scenie siada przy biurku w swoim gabinecie i mówi:

„Wracamy do gry”!

W domyśle „my” wracamy, bo jak przekonywał na konferencji, reprezentacja to drużyna nas wszystkich. Z pewnością. I z pewnością Urban był wyborem akceptowanym dosłownie przez wszystkich, co nie stanowiło przecież normy przy wyborach poprzednich selekcjonerów. Dwa ostatnie przypadki, przynajmniej dla mnie, gdy lud na pewno dostał kogo oczekiwał, to Janusz Wójcik i Franciszek Smuda. Naród był naprawdę ukontentowany, jak teraz, gdy ogłaszano ich nominacje. Jak skończyli? Nie mam za bardzo ochoty przypominać, żeby nie zostać posądzonym, że źle życzę Urbanowi, bo życzę jak najlepiej. Ostatecznie to też, nie tylko w nawiązaniu do jego słów, także i moja reprezentacja.

Nowy selekcjoner wydaje się wyborem nad wyraz logicznym. Charakterologicznie totalne przeciwieństwo poprzedniego i uważam, że właśnie taki jest drużynie potrzebny, szczególnie w tym momencie. Drużynie, której nie ma. Rozpadła się na kawałki pod koniec kadencji Michała Probierza, że nie bardzo było co zbierać. Dowodem czerwcowy mecz w Helsinkach z Finlandią, a może nawet bardziej towarzysząca mu atmosfera.

Czy Urbanowi uda się towarzystwo znów pozbierać do kupy? Niemal wszyscy, którzy z nim pracowali, a teraz są na wyścigi przepytywani w mediach, twierdzą, że da radę. No bo jak nie on, to kto?

Przy wyborach nowego selekcjonera od wielu at zawsze wracał dyżurny temat – krajowy czy zagraniczny? Naprzemiennie obie wersja zyskiwały i traciły zwolenników. Wydaje się, że tym razem temat mocno przybladł, bo Urban to przecież nasz człowiek, a jednak trochę zagraniczny. Trener z nabytą hiszpańską wiedzą szkoleniową, dzięki grze i pracy po zakończeniu kariery w jednym z najsilniejszych piłkarsko krajów na świecie. To jego wielki atut, którego też nie można nie doceniać.

Ale bazując na wszystkich zaletach Urbana przestrzegam przed nadmiernymi oczekiwaniami związanymi z jego zatrudnieniem! Nie ma i nie będzie takiego trenerskiego geniusza, który po objęciu reprezentacji Polski zrobiłby z niej maszynę do wygrywania. Za mały potencjał i (z reguły!) zbyt wielkie oczekiwania.

Nowy selekcjoner zbyt dobrze zna swój fach, by za bardzo wierzyć w swoja gwiazdę, czego dowodzi choćby ta wypowiedź z konferencji, świadcząca o pragmatycznym spojrzeniu na zagadnienie:

„Każdy trener ma inny punkt widzenia na drużynę i zawodnika. Co może zmienić nowy trener, jeśli będzie się obracać w gronie tych samych zawodników? Można zmienić detale – ustawienie, wymagania względem piłkarzy. Zadaniem trenera jest wydobycie jak najwięcej z jednostki, co spowoduje, że zespół będzie grał zdecydowanie lepiej. Analiza tego jak zespół grał, nie zawsze jest adekwatna do potencjału. Nie oszukasz organizmu, jeśli nie grałeś dwa miesiące. Może lepiej powołać zawodnika słabszego, ale w rytmie meczowym? Czeka nas dużo decyzji. Niewielkich, bo nie rozmawiamy o rewolucji. Nie uznaję czegoś takiego jak przebudowa reprezentacji, nie da się tego zrobić w krótkim czasie. To naturalny proces. Ktoś kończy karierę, szansę dostanie inny”.

Nie czekajmy więc na cuda, nie wierzmy w zbawców. Czekajmy z nadzieją na wrześniowe mecze reprezentacji, z Holandią w Rotterdamie i Finlandią w Chorzowie, życząc powodzenia Janowi Urbanowi w nowej roli. Niewątpliwie najtrudniejszej w jego trenerskiej karierze, jak sam w czwartek przyznał.

▬ ▬ ● ▬