Materiał do przemyśleń

Fot. Trafnie.eu

Polska wygrała 2:1 z Czarnogórą w Podgoricy w meczu eliminacyjnym do mistrzostw świata. Do finałów może nie awansować tylko… teoretycznie.

Robert Lewandowski powiedział po meczu, że na razie nie ma jeszcze czego świętować. I bardzo dobrze, że tak mówi. Chłodna głowa się przyda. Patrząc jednak realistycznie trudno sobie wyobrazić sytuację, by reprezentacja tego awansu nie wywalczyła. Prowadzi w grupie eliminacyjnej z aż sześcioma punktami przewagi nad rywalami (najwięcej ze wszystkich europejskich grup) mając do rozegrania jeszcze pięć meczów. Czyli może już przegrać chyba tylko sama ze sobą...

W drugiej połowie meczu w Podgoricy zacząłem się zastanawiać, czy z Czarnogórą też chce przegrać. Bo prowadziła 1:0, mając dwie sytuacje do podwyższenia rezultatu i nagle gospodarze wyrównali. A później zrobiło się wręcz mało ciekawie, gdy Czarnogórcy zaczęli dominować na boisku.

Przypomniały mi się eliminacje do EURO 2016 i dwie różne połowy praktycznie w każdym meczu. Czyli gra, jak sinusoida. Najpierw udane akcje, a następnie drżenie o wynik, albo na odwrót. Na szczęście w Podgoricy Polacy strzelili drugą bramkę i ostatecznie zwyciężyli.

Zawsze trzeba chwalić drużynę, która potrafiła wygrać mecz, choć mogła go zremisować. Chwalić tym bardziej, że dokonała tego na wyjeździe, na wyjątkowo gorącym terenie. I jeszcze, że potrafiła wrócić do pionu w drugiej połowie, gdy rywale niespodziewanie zdominowali grę na jakiś czas.

Z meczu w Podgoricy szczególnie zapamiętam dwie sytuacje. Pierwszą była bramka zdobyta z rzutu wolnego przez Lewandowskiego. Wspaniały precyzyjny strzał nad murem, praktycznie nie do obrony dla bramkarza. Potwierdził nim, że jest zawodnikiem światowej klasy.

Druga sytuacja to podanie Piotra Zielińskiego, które Łukasz Piszczek zamienił na zwycięską bramkę. Pomocnika potrafiącego tak operować piłką brakowało w reprezentacji od lat. Dlatego Zieliński staje się coraz ważniejszym jej zawodnikiem, choć czasami jeszcze gdzieś znika na kilka minut podczas gry. Najważniejsze, że w Podgoricy kolejny raz potwierdził swój ogromny potencjał.

Trener Nawałka często powtarza po meczach, że uzyskał cenny materiał do analizy. Tym razem muszę się z nim w pełni zgodzić, bo ma nad czym podumać. Przez fragment drugiej połowie gra jego drużyny nie wyglądała za ciekawie, popełniała za dużo błędów. Czy tylko z powodu braku koncentracji? Odpowiedź na pytanie z pewnością może pomóc w uzyskaniu korzystnego wyniku w kolejnym spotkaniu eliminacyjnym z Rumunią w czerwcu w Warszawie.

PS: Dzień przed meczem w Podgoricy zmarł dziennikarz Paweł Zarzeczny. Najpierw pracowaliśmy razem, potem zaliczyliśmy wspólnie dwa wielkie turnieje w mistrzostwach Europy i świata. Ale też, gdy zdrowie jeszcze pozwalało, ganialiśmy wspólnie za piłką.

Ostatni raz widzieliśmy się w listopadzie przy okazji meczu Legii z Realem. W swoim stylu zaczął opowiadać, jak podczas naszych wspólnych gierek zdobywał bramkę za bramką. Poprosiłem:

„Przestań fantazjować. Kiedy udało mi się trafić piłką w twoją nogę, rzeczywiście coś wpadło do siatki”.

Gdybym dziś mógł się z nim spotkać jeszcze raz, zamiast zwyczajowego przekomarzania przyznałbym nawet, że był lepszy od Messiego i Ronaldo razem wziętych. Gdybym tylko mógł...

Dawno temu zaczęliśmy rozmawiać, co będziemy robić na emeryturze. Powiedział wtedy: „Mnie to nie dotyczy. Tak długo nie pożyję”. Muszę z bólem przyznać, że niestety się nie pomylił.

Kilka dni wcześniej dostałem inną tragiczną informację. Zmarł mój przyjaciel z Tbilisi, gruziński dziennikarz Alexander Jibładze. Też na atak serca, jak Paweł. Byli w podobnym wieku. Zdążyliśmy się umówić na kolejne spotkanie w tym roku. Już nieaktualne…

▬ ▬ ● ▬