Medialny lew dostał robotę

Tomasz Hajto jest nowym trenerem pierwszoligowej drużyny GKS Tychy. Zadanie ma trudne. W sam raz dla kogoś ambitnego, który nigdy się nie poddaje.

Po otrzymaniu w środę posady udzielił wywiadu i na dzień dobry zawyrokował:

„Drużyna nie jest odpowiednio przygotowana do sezonu, jest rozbita”.

Opinia z pewnością nie zaskoczyła Andrzeja Juskowiaka, który podzielił się kiedyś taką refleksją:

„Staram się krytykować tylko wtedy, kiedy wiem, że ktoś potrafi coś zrobić lepiej. Nad słabymi się nie znęcam. Od tego jest Tomek Hajto”.

Ten wizerunek doprecyzował jeszcze Tomasz Frankowski:

„Trener Hajto ma wybuchowy charakter, to lew medialny, nikogo nie oszczędza, mówi prosto z mostu”.

W Tychach nie mają wątpliwości, że nie będą się z nim nudzić.

„Nowy trener tyskich piłkarzy to niezwykle barwna i ciekawa postać w polskim futbolu” - napisano w środę na oficjalnej stronie klubu. A Hajto zauważył:

„Przede wszystkim cieszę się, że idę tam, gdzie mnie chcą i na mnie liczą”.

To bez wątpienia nawiązanie do jego niedawnych przygód w Gdańsku. Przekonywał przecież, że już pracuje w Lechii:

„Wszystko było wyjaśnione aż do ostatniego szczegółu w kontrakcie. Jednak Lechia dalej ma tymczasowego trenera, a ja ciągle czekam na objęcie zespołu. Miałem trzy zapytania od tego czasu, ale dla mnie liczy się podanie dłoni. Umowa nawet ustna jest ważna - potwierdzona uściskiem dłoni. Żyłem w Niemczech wiele lat i dla mnie to jest wiążące”.

Chyba jednak nie do końca, skoro wylądował w Tychach i:

„Nie ukrywam, że jest to dla mnie bardzo duże wyzwanie i to mnie cieszy, bo zawsze byłem ambitny i nigdy się nie poddawałem”.

Obie cechy z pewnością się przydadzą. Ich posiadacz zauważył jeszcze:

„Priorytetem jest dla nas utrzymanie, nie ma co do tego wątpliwości”.

Jeśli drużyna jest w strefie spadkowej, z siedmioma punktami starty do bezpiecznego miejsca w tabeli, jaki ma mieć inny priorytet?

Dla Hajty to dopiero druga praca w trenerskiej karierze. Pierwszą zakończył po półtora roku w Białymstoku. Gdy Jagiellonia przegrywała kolejny mecz w maju 2013 roku, jej kibice skandowali: „Auf Wiedersehen, Hajto!”

I doczekali się, bo w końcu został pogoniony. A on tak ocenił swoje dokonania w Białymstoku:

„Miałem pomysł na grę tego zespołu. Do dziś niektóre mecze ludzie wspominają z wypiekami na twarzy. Historyczne wygrane. Jagiellonię, która przez całą rundę nie przegrała meczu na wyjeździe. Nie można patrzeć na poprzedni sezon przez pryzmat pięciu porażek. Trochę obiektywizmu. Wiem, że moje nazwisko wywołuje wiele emocji wśród niektórych dziennikarzy. Nie można mnie jednak oceniać z perspektywy piłkarza, bo jestem trenerem”.

Wtedy gdy to mówił pozostawał bez zatrudnienia. Wojciech Kowalczyk przewidział rozwój wypadków:

„Posiedzi bez pracy i będzie musiał wziąć się za komentowanie. Jego podejście odbiło się na tym, co przeżył w Białymstoku – te konflikty, wywyższanie się nad innymi. Powiedziałem Gianniemu, że to jego wina. W złych butach w to wszedł i w tych samych musiał wyjść. Krytykował wszystkich jako ekspert telewizyjny, to powinien być przygotowany na krytykę jako trener. A jednocześnie pozostać sobą, twardym gościem, a nie tylko mówić, gdzie on grał. Jeżeli miał słabego lewego obrońcę, powinien przyznać: „On jest słaby, ale muszę na niego stawiać, bo nikogo więcej nie mam. Jak znajdziemy lepszego, to tego wyrzucimy”. Sam bym tak mówił”.

Hajto zawsze świetnie czuł się w roli eksperta, dla niego wręcz wymarzonej. Chętnie zabiera głos na każdy temat.

Robert Lewandowski nie strzela bramek w reprezentacji? Oto rozwiązanie:

„Czy nie powinien on stracić status pewniaka w kadrze? Czy posadzenie na ławkę rezerwowych najlepszego polskiego napastnika nie byłoby z pożytkiem dla niego i reprezentacji? Jeżeli chce się wygrać wojnę, to muszą być trupy”.

Kogo się pozbyć z reprezentacji? Nie miał wątpliwości:

„Przede wszystkim Sebastiana Boenischa. Popełnia wiele błędów i dziwi mnie, że po tym co pokazuje w Bundeslidze wciąż otrzymuje powołania”.

Opinia o Franciszku Smudzie? Proszę uprzejmie:

„Zrobił aferę wokół Artura Boruca i Michała Żewłakowa nie z powodu kilku lampek wina, tylko dlatego, że oni przerastali go intelektem. Tego „Franz" nie mógł zdzierżyć. Tak leczył swoje kompleksy”.

Ekstraklasa? Bez znieczulenia:

„Ciekawa jest, ale poziom... Bardzo słaby. Czasem w naszym kraju jest dziwnie, ale to jednak nasz kraj. Mimo że rozgrywki są słabe, to jednak nasze”.

A polscy piłkarze? Zdaniem Hajty brakuje im konsekwencji:

„Nie umieją co tydzień wyjść na boisko i jak tiry iść mocno do przodu. Grają w kratkę, bo zachłystują się pojedynczym sukcesem”.

W niektórych opiniach, jeśli precyzyjnie je przeanalizować, mocno się zapętlał.

„Jak widzę strojącego fochy Ludovica Obraniaka, na którego w lidze francuskiej tyra dwóch defensywnych pomocników, to bym go natychmiast odpalił” - twierdził jeszcze w lutym ubiegłego roku.

Ale już po debiucie Adama Nawałki w roli selekcjonera przekonywał:

„Skoro Obraniak dobrze spisuje się w lidze francuskiej, to może i w reprezentacji zacząłby grać na miarę oczekiwań? Tu rola selekcjonera, żeby się z nim spotkać, porozmawiać i dogadać. Nawet jeśli miałby być rezerwowym, to i tak jego pojawienie się na boisku mogłoby dużo dać temu zespołowi”.

Trzeba jednak oddać Hajcie, że od początku konsekwentnie bronił Nawałki:

„Dajmy mu czas. Podoba mi się jego filozofia. Każdego trzeba sprawdzić, ale nie każdy musi otrzymać drugą, trzecią szansę. Reprezentacja to nie klub. Trener dobrze zdaje sobie sprawę, że gdy w koszyku jest zgniłe jabłko, to trzeba je wyrzucić, żeby pozostałe się nie popsuły. Wierzę w Nawałkę”.

Chyba jednak najbardziej zawsze wierzył w siebie:

„Skromny nie byłem, ale przynajmniej grałem w piłkę. Nie musiałem chodzić i płakać, żeby trener mnie wystawił, tylko grałem w każdym klubie do którego trafiłem. To jest właśnie ta różnica. Teraz niektórzy piłkarze na koncie mają więcej wywiadów, niż rozegranych spotkań”.

Może warto przypomnieć jak zaczęła się jego kariera w Bundeslidze:

„Kiedy siedemnaście lat temu Tomasz Hajto po raz pierwszy przestąpił próg szatni MSV Duisburg, miał na sobie modną w kraju seledynową koszulkę. Nikt z nowych kolegów nie dał po sobie poznać, jak mocno go bawi ubiór piłkarza z Polski. Dopiero po roku przyznali się, ile mieli radości z seledynowego t-shirtu. Jednak już wtedy nasz piłkarz był jednym z największych modnisiów w drużynie. Latał na wyprzedaże do Mediolanu. Zresztą pseudonim „Gianni” nie wziął się znikąd”.

Teraz pracuje od podstaw na swoje nazwisko w trenerskim fachu, co zauważył w typowy dla siebie sposób:

„Tomek Hajto też był kiedyś legendą Schalke, ale tego już nie ma”!

Być może fundamentalne znaczenie dla jego potencjalnych sukcesów szkoleniowych stanowi poniższa refleksja:

„Mam swoje zdanie, co wcale nie oznacza, że upieram się, iż rację mam w stu procentach”.

Na razie czeka go burzliwy okres w Tychach. Na pewno mocno pod górkę, przynajmniej na początku, ale zdaje sobie z tego sprawę:

„Spokój będę miał na emeryturze”...

Cytaty pochodzą z: onet.pl, „Przegląd Sportowy”, „Rzeczpospolita”, gkstychy.info, polsatsport.pl, „Fakt”, „Sport”, „Super Express”.

▬ ▬ ● ▬