Mistrzowskie skojarzenia

Fot. Trafnie.eu

Legia wygrała w środę kolejny mecz w Lidze Europejskiej, której finał odbędzie się w maju przyszłego roku w Warszawie. Może dlatego niektórych ponosi wyobraźnia.

We wtorek spojrzałem na wyniki meczów Ligi Mistrzów i zacząłem liczyć strzelone bramki. Ciekawy byłem jaka wyjdzie średnia. Doliczyłem do trzydziestu dwóch, czyli wychodziło cztery na mecz. Nieźle – pomyślałem, ale coś mi nie pasowało. Spojrzałem jeszcze raz na wyniki i pojąłem, że nie dodałem meczu Romy z Bayernem. Do przerwy 0:5, na końcu 1:7. Od razu przypomniał mi się półfinał mistrzostw świata w Belo Horizonte. Znów Niemcy w głównych rolach i znów wynik, który wydaje się abstrakcyjny.

Gdy dodałem tych osiem bramek, aż nie mogłem uwierzyć – wyszło pięć na mecz!!! Nie pamiętam kolejki Ligi Mistrzów z taką średnią. Jeśli była, statystycy na pewno mnie poprawią. W tej strzelaninie brał udział Robert Lewandowski. Trafił raz i zrównał się w klasyfikacji wszech czasów Ligi Mistrzów z Ronaldinho i Fernando Torres – wszyscy po osiemnaście bramek. No, pięknie, naprawdę niezłe towarzystwo. Oczywiście dla Brazylijczyka i Hiszpana, więc mogą się już zacząć nim chwalić! Czyli Polak ma tyle bramek, ile lat polskie drużyny nie grają w fazie grupowej. Tak mi się jakoś skojarzyło...

Licząc bramki zacząłem się zastanawiać jaką rolę do odegrania miałaby Legia, gdyby w tym sezonie znalazła się w Lidze Mistrzów. Czy taką, jak BATE Borysów w starciu z Szachtarem, w którym zaliczyło tęgie baty i siedem bramek u siebie? Czy może jak APOEL, walczący o remis z Paris Saint-Germain, i tracący w końcówce bramkę? Wolę chodzić po ziemi, więc bardziej optymistycznych scenariuszy nie rozważam. Szczególnie po obejrzeniu środowego meczu z Metalurgiem Charków.

Legia wygrała na wyjeździe 1:0. Wygrała w takim stosunku po raz trzeci w Lidze Europejskiej w tym sezonie i lideruje swojej grupie. Zwycięstwo cieszy bardzo. Kolejne trzy punkty, które będzie można doliczyć do dorobku polskich drużyn w pucharach. Robię się nudny wspominając o tym po raz kolejny. Ale nie będzie nudne, gdy przyjdzie do rozstawiania drużyn przed losowaniem rywali w przyszłym sezonie.

Mecz Legii był smutny, bo rozgrywany, ze względu na wojnę na wschodzie Ukrainy, na pustawym stadionie Dynama w Kijowie. Poziom akurat na Ligę Europejską. Oprócz jednej akcji Dudy, która zasłużyła na pewno, by ją wrzucić do skrótów z Ligi Mistrzów. Skojarzyła mi się z akcją Mili w meczu ze Szkocją, tylko ta zakończona strzałem pod poprzeczkę. Palce lizać!

Do tego dwa niewykorzystane karne, po jednym na drużynę. Przynajmniej jeden wymaga komentarza. Może Vrdoliakowi dać sądowny zakaz wykonywania rzutów karnych (trzeci zmarnowany w europejskich pucharach w tym sezonie!)? Przynajmniej do końca rundy, skoro tak się rwie do kolejnych. Może pomoże...

„Super Express” zapytał jeszcze przed środowym meczem Bogusława Leśnodorskiego:

„Kuba Kosecki zapowiedział, że Legia chce wygrać te rozgrywki. Czy trochę się nie zagalopował?”

Pan prezes raczej uciekł z odpowiedzią:

„Na dziś celem jest wyjście z grupy. Co będzie dalej, zobaczymy. Chciałbym, żebyśmy zaszli jak najdalej”.

Trudno, żeby nie chciał. Ja bym chciał, żeby piłkarze w swych deklaracjach mieli tyle zdrowego rozsądku, co optymizmu.

▬ ▬ ● ▬