Młody, zdolny, bez punktów

Fot. Trafnie.eu

Czy ktoś pamięta jeszcze Probierza przemawiającego po niemiecku? Ja nie tylko pamiętam, ale postanowiłem skonfrontować jego słowa z ligową rzeczywistością.

Gdyby ktoś nie pamiętał, przypomnę, że po pierwszej kolejce trener Jagiellonii Michał Probierz zaczął mówić po niemiecku, bo zapanowała moda na zagranicznych trenerów. Później wyjaśniał, że nic przeciwko nim nie ma. Nie podoba mu się tylko, że traktowani są z „nabożnym podejściem”.

W przypadku zagranicznych zawodników w polskiej piłce argument jest prosty - zabierają miejsce naszym młodym-zdolnym. Ja takich za bardzo nie widzę, ale nie będę pogłębiał kwestii, bo zawsze mi ktoś odpowie – właśnie dlatego nie widzisz, bo nie ma dla nich miejsca. Trzeba coś zmienić, to zobaczysz.

Po trzech kolejkach nowego sezonu zastanawiam się jak to jest z trenerami. Czy rację ma Probierz, który chce więcej względów dla swoich? Tylko, że polscy trenerzy nie liczą się zupełnie w Europie. Może więc lepiej zatrudniać obcych? W nowym sezonie zdecydowało się na to sześć klubów Ekstraklasy. Jan Kocian w Ruchu jest jako tako rozpoznawalny w Europie. Pozostała piątka to na międzynarodowym trenerskim rynku jeszcze anonimy. Czy warto więc takim dawać robotę? Czy może lepiej dać szansę Polakom? A jeśli tak, to komu?

Jeden właśnie swoją szansę dostał. Mówiło się od dłuższego czasu, że jego transfer do Ekstraklasy jest przesądzony. Pytanie tylko – kiedy i gdzie trafi? W końcu trafił do Krakowa. Robert Podoliński idealnie pasuje do charakterystyki „młody-zdolny”.

Jeszcze przed czterdziestką. Jak na trenera, szczególnie w Polsce, bardzo młody. Do czego jest zdolny pokazał pod Warszawą. W Ząbkach prowadził drużynę, która walczyła nawet o awans do Ekstraklasy. Ten awans byłby samobójstwem, więc nikt rozsądny nie brał takich deklaracji na poważnie. Ale sam fakt, że niewielki klubik z przedmieść stolicy potrafi grać na nosie bardziej znanym drużynom, dawał do myślenia. Przede wszystkim jak ważną rolę odgrywa w nim trener...

W lecie Podoliński zostawił Dolcan dla Cracovii. Teoretycznie robi wszystko, jak powinien, czyli mądrze buduje swoją karierę. Zdobył doświadczenie w drugiej lidze, zwanej pierwszą. Teraz postanowił wykonać krok do Ekstraklasy, w której wcześniej przez moment (też w Cracovii) był asystentem. Wydawało się, że profesor Filipiak, któremu nie wszystkie zakupy się udały, wreszcie wykonał transfer życia. Czego chcieć więcej? Tylko wyników...

Po trzech kolejkach Cracovia ma na koncie zero punktów. Bramki: 2-7. Dramat. Dla dziennikarzy tym większy, że Podoliński wręcz idealnie pasuje na medialnego bohatera ze względu na niebanalną osobowość. Można się z nim zgadzać lub nie, ale trzeba się zgodzić ze stwierdzeniem, że trener, który jawnie podkreśla swoje prawicowe polityczne poglądy nie jest typowym przedstawicielem tego środowiska.
Czego mu więc brakuje? Na pewno punktów w Ekstraklasie. Po raz kolejny się okazało, że piłka jest tak prostą grą, że zawodzą w niej nawet najprostsze kalkulacje. Z pozoru zresztą bardzo logiczne.

Na razie młody-zdolny więc zdecydowanie w odwrocie. Ale jestem ostatnim, który próbowałby go skreślać. Wręcz przeciwnie, czekam na szybkie przełamanie. Może już w piątek w meczu z Koroną?

Podoliński od początku sezonu zebrał bezcenne doświadczenia, których nikt mu nigdy nie odbierze. Brakuje mu tylko punktów, najlepszego argumentu dla trenera. Jeśli ich nie będzie zdobywał, nikt go nie zechce słuchać, nawet gdyby mówił po niemiecku.

▬ ▬ ● ▬