Młody-zdolny na zakręcie

Fot. Trafnie.eu

Robert Podoliński stracił pracę w Cracovii. To akurat nie jest niespodzianką. Biorąc pod uwagę polskie realia i tak wytrzymał dość długo na swoim stołku.

Cracovia cieniowała od dawna, więc spodziewałem się takiego ruchu jej prezesa, Janusza Filipiaka. Trudno go bowiem nazwać wzorem cierpliwości, choć z pozoru za taki może uchodzić. Dowodzić tego mogłaby wypowiedź z grudnia ubiegłego roku. „Fakt” zapytał Filipiaka czy Podoliński może spać spokojnie? A ten odpowiedział:

„Podpisał kontrakt na dwa lata i mogę zapewnić, że go wypełni. Jest jednym z nielicznych trenerów u których widać głębszy sens ich pracy”.

Ciekawa wypowiedź, szkoda tylko, że bez głębszego sensu. Ale nie takie rzeczy w Cracovii działy się już z trenerami. Choćby z Wojciechem Stawowym, który podpisał kontrakt na dziesięć lat! Podpisał po to, by wkrótce zostać wywalonym z roboty. Później znów pracował w Cracovii, by znów się z nią rozstać. Przy nim przypadek Podolińskiego wydaje się wręcz banalny. Może gdyby redaktor zapytał w grudniu żonę Filipiaka, wiedziałaby lepiej jak długo popracuje w klubie jej męża pan trener. Bo na pytanie - „Ile wydał pan na Cracovię?” - odpowiedział:

„Żona mówi, że jakieś 80-90 mln zł i ma rację”.

Może więc miałaby rację i lepsze rozeznanie także w sprawie Podolińskiego?

Muszę jednak przyznać, że ten okrutnie prowokował los. Gdy „Przegląd Sportowy” zapytał go o życzenia na 2015 rok, odpowiedział przecież:

„Żeby każdy z nas mógł znaleźć czas na odpoczynek, bo nie samą pracą człowiek żyje”.

No to życzenia się spełniły.

Dymisja Podolińskiego stanowi dotkliwy cios dla trenera... Jagiellonii Michała Probierza. Czy ktoś pamięta jego występ na konferencji prasowej z wypowiedziami po niemiecku? Walczył jak lew o prawa swoich rodaków do równego traktowania z obcokrajowcami. Podoliński mógłby być twarzą jego kampanii.

Młody-zdolny, jak na trenera jeszcze gówniarz, bo przed czterdziestką. Pokazał co potrafi w Dolcanie w pierwszej lidze, dlatego uczciwie zapracował na awans do Ekstraklasy. Wydawało się, że w lecie profesor Filipiak dokonał transferu dziesięciolecia, ważniejszego od kupna kilku zawodników, co akurat średnio mu się ostatnio udawało.

Pan trener nie dość, że ma prezencję, to jeszcze ma coś do powiedzenia. Wygadany ponad miarę, chętnie wchodzi na tematy polityczne, opowiada o swoich prawicowych poglądach. Właściwie wymarzony kandydat na przyszłego celebrytę. Brakowało mu tylko wyników. Tylko i aż.

Przypomniał mi się wywiad z Rafałem Ulatowskim, innym młodym-zdolnym, któremu wcześniej też się nie udało w Cracovii. Tak mówił przed rokiem (za: przegladsportowy.pl):

„Wiem, jestem dziś w trudnym momencie. Uszy położyłem po sobie. Ale odrodzę się. Nie rozmawia pan ze mną jako z przegranym trenerem. Człowiekiem, który myśli, by zająć się inną profesją. Ja się na piłkę nie obraziłem”.

Warto, by przeczytał to Podoliński. Mam nadzieję, że też na piłkę się nie obrazi.

▬ ▬ ● ▬