Może być tylko gorzej…

Fot. Trafnie.eu

Od 1 lipca jeden klub piłkarski nosi nową nazwę. Choć takie rzeczy w tej branży się zdarzają, zmiana stanowi jednak element większej całości.

Klub nie jest może bardzo znany, tym bardziej, że nie przez wszystkich nie od razu kojarzony ze względu na częste zmiany nazwy właśnie. Ale akurat w Belgii takie zmiany są na porządku dziennym, a wiążą się najczęściej z problemami finansowymi, bankructwami i reaktywowaniem działalności już pod nowym szyldem.

Ten, o którym wspominam, występujący aktualnie w drugiej lidze na stadionie w dzielnicy Brukseli – Molenbeek-Saint-Jean, powinien być kojarzony przez kibiców poza Belgią głównie pod nazwą RWD (Racing White Daring) Molenbeek. Pod taką właśnie był przeciwnikiem Wisły Kraków w europejskich pucharach w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Zawsze pozostawał w głębokim cieniu sąsiada z belgijskiej stolicy – Anderlechtu, a ostatnio także drugiego - Royale Union Saint-Gilloise, który właśnie odzyskał tytuł mistrza kraju po… dziewięćdziesięciu latach.

W 2007 roku byłem na jego meczu ligowym (jeszcze w belgijskiej ekstraklasie) z KSK Beveren, gdy funkcjonował wtedy pod nazwą FC Brussels, by potem powrócić do poprzedniej. Przed miesiącem pojawił się oficjalny komunikat, że od 1 lipca nastąpi kolejna zmiana nazwy na Daring Bruksela, w nawiązaniu do historycznego klubu powstałego w 1895 roku, który później po wejściu w fuzje stał się częścią RWD Molenbeek. Do tradycyjnych klubowych barw – czerwonych, białych i czarnych – dodano jeszcze złote, co rozwścieczyło kibiców. Zmiana spotkała się z podobną reakcją władz gminy Molenbeek pozwalającej bezpłatnie użytkować stadion imienia Edmonda Machtena, pod warunkiem występowania pod nawą, w której byłaby zachowana nazwa gminy.

Po co o tym piszę? Po pierwsze, mam słabość do takich lokalnych klimatów związanych z mniejszymi klubami tworzącymi szczególny koloryt piłki. Po drugie, za wspomnianą zmianą stoi amerykański właściciel (już) Daringu, John Textor. Ten pan pojawia się ostatnio w mediach dość regularnie, co nie powinno stanowić dla niego powodu do dumy.

Jest także właścicielem Olympique Lyon, który właśnie został uznany bankrutem i wyrzucony z francuskiej ekstraklasy (w ostatnim sezonie zajął w niej szóste miejsce), czym doprowadził do furii kibiców klubu, jednego z najbardziej utytułowanych w kraju, uznających go za winnego takiej sytuacji.

Ale to nie koniec problemów związanych z biznesową działalnością w futbolu Textora. Ponieważ jest on też udziałowcem Crystal Palace, który w maju zdobył Puchar Anglii i pierwszy raz w historii miał zagrać w europejskich pucharach, UEFA dostrzegła konflikt interesów, który został odroczony (za: sport.pl) „w związku z naruszeniem wymogów stabilności finansowej” Olympique, dlatego:

„Zawarto ugodę, w ramach której Francuski klub zgodził się na wykluczenie z rozgrywek klubowych UEFA 2025/26, »jeśli francuski organ (DNCG) potwierdzi spadek klubu do Ligue 2«”.

Czyli, gdyby Olympique nie zbankrutował, Crystal Palace mógłby nie zagrać po raz pierwszy w historii w europejskich pucharach!

Tylko na jednym przykładzie Johna Textora boleśnie widać jak wygląda wkroczenie wielkiego biznesu do piłki nożnej, traktowanej wyłącznie jako kolejna branża do robienia interesów. Obawiam się, że podobnych przypadków będzie coraz więcej, czyli niestety może być tylko gorzej…

▬ ▬ ● ▬