Na agenta się nie nadaję

Sezon transferowy w pełni. Teoretycznie informacje z nim związane nie są zbyt skomplikowane. A jednak niektórych w żaden sposób nie potrafię pojąć.

Każda szanująca się sportowa strona internetowa ma teraz bloga relacjonującego na żywo transfery z całego świata. Ponieważ żyjemy w globalnej wiosce, wszyscy cytują wszystkich. Dzięki temu nie trzeba się za bardzo wysilać, by się dowiedzieć, kto, kogo, za ile i na jak długo.

Codziennie, chcę czy nie chcę, jestem bombardowany mnóstwem takich informacji. Ale dzięki temu jestem też, przynajmniej taką mam nadzieję, na bieżąco z transferami. Niestety nie potrafię znaleźć logiki części transakcji.

Zobaczyłem w czwartek filmik w internecie z Jermainem Defoe. Z kubkiem kawy w ręce spaceruje po obiektach Sunderlandu. Lada chwila ma zostać piłkarzem tego klubu. Jeśli szybko uda się załatwić formalności, może nawet w sobotę zagra w Londynie na White Hurt Lane z Tottenhamem Hotspur. Tylko że ja pamiętam jego emocjonalne pożegnanie na... White Hurt Lane z kibicami Tottenhamu właśnie, przed odlotem za Atlantyk. I to całkiem niedawno. Aż sprawdziłem kiedy – 9 lutego ubiegłego roku.

Defoe został zawodnikiem Toronto FC. W Kanadzie jednak za długo się nie nagrał. Ale przynajmniej trochę się nagrał. W odróżnieniu na przykład od swoich kolegów z reprezentacji Anglii.

Również w czwartek pojawiła się informacja, że Steven Gerrard być może będzie nadal zawodnikiem Liverpool FC. To znaczy przejdzie do Los Angeles Galaxy, jak anonsowano wcześniej, ale pewnie zakończy się tylko na prezentacji w koszulce nowego klubu, bo ma zostać wypożyczony do Liverpoolu.

To już niemal angielska norma. Przypomniałem sobie od razu taki sam przypadek Franka Lamparda. Jest piłkarzem New York City FC, ale w praktyce nie jest. Widziałem tylko jak trenował z dzieciakami w Nowym Jorku, ale na meczu ligowym w Stanach Zjednoczonych już go nie zobaczyłem. Od razu został wypożyczony do Manchesteru City.

Zacząłem się zastanawiać czy każdy angielski piłkarz, żeby dalej grać w Premier League, musi polecieć na chwilę do Ameryki? Pomyślałem, że nawet jak na moment ci najbardziej znani zostaną skojarzeni z ligą MLS, w jakimś tam stopniu przyczynią się jednak do promocji soccera w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie.

Ale z drugiej strony wyglądają trochę jak prezent, który zaraz trzeba oddać, bo się na niego nie zasługuje. Tak było przecież z Lampardem. Ten sam właściciel Manchesteru City i New York City najpierw wysłał go za ocean, ale zaraz kazał wracać. To raczej anty promocja MLS, przynajmniej dla mnie. Albo jestem za mało pojętny, by pojąć jak handluje się piłkarzami.

Ta ostatnia uwaga z całą pewnością odnosi się do transferu Pawła Dawidowicza z Lechii Gdańsk do Benfiki Lizbona. Czy może raczej do rezerw portugalskiego klubu. Bo jak napisały właśnie sportowefakty.pl:

„Co prawda sporadycznie pojawiał się na zajęciach I zespołu, ale debiutu w nim się nie doczekał. Ma też problem z regularną grą w rezerwach - wystąpił w 10 na 22 możliwych spotkań”.

A kosztował podobno dwa miliony euro. Jeszcze zanim go sprzedano w czerwcu ubiegłego roku, wszyscy (nawet przeciętnie zorientowani w temacie) twierdzili, że nie ma szans na grę w Benfice. Pytanie więc brzmi – po co go kupiono??? Nie mam pojęcia. Ale pewnie ktoś w tym jakiś interes miał. A skoro nie wiem jaki, więc na agenta piłkarskiego handlującego zawodnikami na pewno się nie nadaję.

▬ ▬ ● ▬