Na fatalnej murawie i w „Chmurach”

Fot. Trafnie.eu

Legia zremisowała bezbramkowo z Ajaksem w Warszawie w pierwszym meczu 1/16 finału Ligi Europejskiej. Nie powiem, żeby rzucił mnie na kolana.

Nie sądzę też, by specjalnie komukolwiek utkwił w pamięci. Przed tygodniem rozmawiałem o zbliżającym się meczu ze znajomym z Holandii. Zwrócił uwagę, że spotkają się drużyny, których trenerzy preferują grę ofensywną. Ostatecznie Legia to współrekordzista Ligi Mistrzów, czyli uczestnik strzelaniny, w której padło aż dwanaście bramek. Teoretycznie więc w Warszawie też mogło być ich sporo.

Praktyka jednak tego nie potwierdziła. Jacek Magiera pozwolił poszaleć swoim piłkarzom na jesieni i zafundować kibicom kilka hokejowych rezultatów. Ale już ostatni mecz w grudniu ze Sportingiem, decydujący o awansie do rozgrywek Ligi Europejskiej, w niczym boiskowego szaleństwa nie przypominał. Ten czwartkowy z Ajaksem też.

Legia grała ostrożnie, znając możliwości rywali. A mimo to goście po pierwszej połowie powinni mogli prowadzić 2:0. Nawet zdobyli bramkę, choć sędzia jej nie uznał, gdy piłka po strzale Davyego Klaassena całym obwodem przekroczyła linię. Ale to widać było dopiero na telewizyjnych powtórkach. Arkadiusz Malarz na tyle sprytnie i sugestywnie wyciągnął piłkę przed linię, że Ajax prowadzenia nie objął. Holenderskie media stwierdziły później, że ich drużyna została okradziona. Dopóki nie będzie powtórek wideo, okradziony może być każdy, zależy tylko jaki danego dnia wyciągnie los. Tym razem szczęśliwy los trafił się Legii.

Drugiego gola dla Ajaksu mógł zdobyć młody gwiazdor, Duńczyk Kasper Dolberg. Nie trafił w bramkę z dogodnej sytuacji. Tylko czy za wiele od niego nie wymagam? Być może piłka w ostatniej chwili podskoczyła na nierównej murawie, co z daleka nie tak łatwo dostrzec. Przecież gdy w innej sytuacji kopnął ją w trybuny Guilherme, pokazał wyraźnym gestem, że to właśnie z powodu murawy. Boisko wyglądało bowiem fatalnie, choć to dopiero pierwszy mecz rozegrany na nim w tym roku. Jak będzie wyglądało za miesiąc po kilku kolejkach ligowych? Oto kolejny dowód o słuszności mojej teorii, że w lutym niestety w piłkę normalnie w tym klimacie grać się nie da.

Miroslav Radović mówił przed spotkaniem, że Ajaksu się nie boi, a Legia jest lepszą drużyną niż przed dwoma laty. Przypomnę tylko, że 2015 roku Holendrzy sprawili jej tęgie lanie na tym samym etapie tych samych rozgrywek. Wtedy Legia starała się głównie przeszkadzać rywalom, na ile była w stanie. Przynajmniej takie wrażenie pozostało mi w pamięci. Teraz próbowała też grać w piłkę, więc chyba Radović ma rację, że jest lepszą drużyną. Tylko co to w praktyce oznacza? Mam nadzieję, że dokładnie dowiemy się za tydzień po rewanżu w Amsterdamie.

Dzień przed czwartkowym meczem odbył się inny, na ulicach Warszawy. Kibice Ajaksu bawiący się wieczorem w klubie „Chmury” zostali zaatakowani przez dobrze zorganizowaną zamaskowaną grupę chuliganów. Nikt się do tego nie przyznał, ale oświadczenie władz Legii, że wydarzenia oczywiście potępiają i jednoznacznie się od nich odcinają, nie pozostawia wątpliwości co do możliwych sprawców.

W świat poszedł mocny sygnał kto w Warszawie rządzi. I proste przesłanie – bójcie się, jeśli będziecie musieli tu przyjechać!!! Chuligański kodeks kibicowski ma swoje prawa i obowiązki. A ci, deklarujący się jako sympatycy Legii umacniają się takimi akcjami niestety w ścisłej europejskiej czołówce.

▬ ▬ ● ▬