Na początek Marsylia

Fot. Trafnie.eu

Postanowiłem zrobić coś szalonego. Ale czy w życiu zawsze wszystko musi być robione racjonalnie? Ruszyłem w trasę, by obejrzeć cztery mecze w cztery dni.

Oczywiście w tym czasie można obejrzeć nawet i dziesięć, cóż to za wyczyn? Żaden, jeśli są rozgrywane w jednym miejscu. Natomiast ja porwałem się na komplet ćwierćfinałów EURO rozrzuconych na krańcach wielkiego kraju. To przede wszystkim wyzwanie o charakterze transportowym. Przy okazji pewnie także związane z niedoborem snu. Ale decyzja zapadła, nie ma odwrotu.

W środę nastąpił przejazd z Paryża do Marsylii, prawie osiemset kilometrów. Czas – nieco ponad trzy godziny. To nieodparty urok szybkiego pociągu TGV. Dzięki niemu można pokonać taką odległość szybciej niż samolotem, bo nie trzeba tracić czasu na dojazd na lotniska położone poza miastem. Mój znajomy akredytowany na EURO narzekał jednak na te pociągi. Stwierdził, że jeżdżą za... szybko:

- To największy problem. Nie można się wyspać po zarwanej nocy na pisanie, ani nie ma wystarczająco dużo czasu, by coś napisać w podróży.

Ja w każdym razie nie narzekam, wręcz odwrotnie. Tym bardziej, że wzbudziłem zazdrość chwaląc się ile kosztował mnie bilet. Dokonywałem rezerwacji z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem, dlatego zapłaciłem dwadzieścia euro. Za tyle to nawet w dużo tańszej Polsce nie można przejechać się pendolino. Teraz za ten sam bilet do Marsylii trzeba już płacić około sto dwadzieścia euro.

Wyłącznie dzięki TGV mogę zrealizować swój szalony plan. Po pierwszym ćwierćfinale następnego dnia pobudka wcześnie rano i podróż przez Paryż do Lille na samej północy Francji, ponad tysiąc kilometrów! Wieczorem mecz Belgii z Walią, a nocą przejazd przez Paryż do Bordeaux – ponad 850 kilometrów. Tam szlagierowo zapowiadający się pojedynek Niemców z Włochami. Powrót następnego dnia rano do Paryża, by obejrzeć w akcji Francuzów i Islandczyków, to już drobiazg, biorąc pod uwagę wcześniejszą trasę. Mam nadzieję, że przeżyję to wszystko...

W porównaniu z ciągle chłodnym i pochmurnym Paryżem Marsylia przywitała mnie upałem. Tu w czwartek o 21.00 rozpocznie się pierwszy mecz ćwierćfinałowy Polski z Portugalią. Od ostatniego meczu grupowego z Ukrainą, podobno poprawiło się nieco boisko. To raczej ściema, skoro obu zespołom nie pozwolono odbyć na nim oficjalnego treningu.

Oficjalne konferencje były nudne jak zwykle. Oczywiście, obaj trenerzy mają wielki szacunek dla rywali, oczywiście rywale są bardzo mocni i trudni do pokonania, ale oczywiście wierzą w sukces. Jak go osiągnąć? Tego oczywiście nikt nie powie, ale najważniejsza jest oczywiście drużyna. Nawet Cristiano Ronaldo to też tylko jeden z jej elementów.

Było tradycyjne pytanie o Lewandowskiego (dlaczego nie strzela bramek), ale z takim trener Nawałka świetnie sobie radzi i po raz kolejny wychwalał go pod niebiosa. Jednak konferencje nie są po to, by się nimi podniecać. Miejmy nadzieję, że powody do tego będą po meczu.

W środę wieczorem w Starym Porcie w centrum Marsylii najlepiej słychać było polskich kibiców. Konkurowali nie z Portugalczykami, ale z... Niemcami, stanowiącymi dość liczną grupę w tej samej restauracji. Jednych i drugich profilaktycznie otoczył wianuszek policjantów. Nic się poważnego nie działo, ale ponieważ na samym początku mistrzostw działy się tu poważniejsze rzeczy z udziałem Anglików i Rosjan, profilaktyka ma być lekarstwem zapobiegającym ewentualnym kolejnym wybrykom.

Mam nadzieję, że największym wybrykiem w czwartkowy wieczór okaże się zlanie na Stade Velodrome Portugalczyków przez orłów Nawałki.

▬ ▬ ● ▬