Na razie najwyżej „bombka”

Fot. Trafnie.eu

Codziennie jestem zasypywany informacjami o nowych piłkarzach jacy zostali pozyskani w lecie przez kluby Ekstraklasy. Jedna była „transferową bombą”.

Taki tytuł powinien z założenia rzucić na kolana. Mnie nie rzucił, ale ja nie jestem typowym adresatem podobnych internetowych przekazów, bo już się na nie dawno uodporniłem. Dlatego dla mnie ta „bomba” jest na razie najwyżej „bombką” i to o nieznanym polu rażenia.

Tytuł dotyczył prawdopodobnego przejścia do Legii Warszawa Bartosza Kapustki. Nie zauważyłem w mediach jakiś wątpliwości związanych ze spodziewaną finalizacją transferu, raczej zachwyty z powrotu do ojczyzny zawodnika, który przed czterema laty był uznawany za największy talent polskiej piłki. Te cztery lata pokazały boleśnie jak można sobie spaprać karierę korzystając z podpowiedzi agentów i innych pożal się Boże doradców. Bo z pewnością trudno zwalić wszelkie niepowodzenia na ciężką kontuzję jaka się w tym czasie przytrafiła piłkarzowi.

Zakładany scenariusz jest taki - Kapustka ma się w Legii odbudować i być jej gwiazdą. Tylko, że on szansę na odbudowę miał już znacznie wcześniej, ale nic z tego nie wyszło. Dostał przecież możliwość gry w Bundeslidze w SC Freiburg, czyli klubie wydającym się wręcz idealnym miejscem, by wrócić w jego barwach do optymalnej dyspozycji. Niestety wyszła z tego katastrofa. Potem był jeszcze belgijski drugoligowy Oud-Heverlee Leuven…

Przerażające jest to, że najzdolniejszy kiedyś polski piłkarz młodego pokolenia przez te cztery lata nie zdołał zagrać w barwach Leicester City nawet minuty w Premier League! Co prawda w jednej z drużyn należącej do ligowej czołówki, ale jednak nie dano mu nawet symbolicznej szansy na zaprezentowanie posiadanych umiejętności.

Rozbawił mnie trener reprezentacji młodzieżowej Czesław Michniewicz, który został zapytany, czy przejście do Leicester City przed czterema laty nie było błędem Kapustki?Odpowiedział tak (za: przegladsportowy.pl):

„Wcale mu się nie dziwię, że spróbował swoich sił w Premier League. Ilu piłkarzy dostaje propozycję od mistrza Anglii?”

Doprowadzając ten sposób rozumowania do ściany można wyciągnąć wniosek, że gdyby Myke Tyson zaproponował mi pojedynek w ringu, powinienem się zgodzić bez zastanowienia nad pewną utratą zdrowia czy życia, bo ile osób dostaje propozycję od Tysona?

Kapustka to na razie tylko nazwisko chłopaka po przejściach, który musi na nowo na nie zapracować. Nie sądzę, by Aleksandar Vuković dał mu z przydziału plac do gry tylko dlatego, że to były reprezentant, który reprezentował Polskę w finałach mistrzostw Europy w 2016 roku. Zamiast więc opinii, że Kapustka „musi od razu błyszczeć”, bo i na taką trafiłem, może lepiej się zastanowić jakie ma obecnie szansę na grę w podstawowym składzie Legii?

Życzę mu jak najlepiej, bo to sympatyczny chłopak, dlatego mam nadzieję, że zdaje sobie sprawę jak brutalnym biznesem bywa piłka nożna. I że nikt się nie będzie nad nim litował ani w Legii, ani w żadnym innym klubie.

▬ ▬ ● ▬