Na razie nie ma co myśleć o mistrzostwie

Fot. Trafnie.eu

Wynik sobotniego meczu Legii z Lechem jest wręcz wymarzony z kilku powodów. Podchodzę jednak do niego z dużym spokojem i czekam na dalsze atrakcje.

Pierwszą atrakcją była niewątpliwie druga połowa wspomnianego meczu. W przerwie słyszałem kwękania, że nudno, że dramat, że wstyd, bo przecież grają dwie najlepsze polskie drużyny. Kto nie narzekał i potrafił chwilę cierpliwie poczekać, został nagrodzony. W drugiej połowie zrobił się mecz – palce lizać. I walka, i bramki, i emocje...

Lech wygrał 2:1. Nie byłem tym specjalnie zaskoczony, bo po finale Pucharu Polski potrafiłem docenić, że nie był tylko tłem dla Legii, choć finał przegrał. Skłamałbym, że spodziewałem się w sobotę dokładnie takiego wyniku. Spodziewałem się każdego wyniku, więc ten, który padł w Warszawie dlatego mnie nie zaskoczył.

Lech za to zaskoczył Legię zaraz po przerwie strzelając jej dwa gole. Bramkarz Dušan Kuciak stwierdził, że nie wie jak to wyjaśnić, że taka właśnie jest piłka nożna. Ale w kolejnym zdaniu wyjaśnił wyjątkowo trafnie mówiąc, że przez te pierwsze minuty Legii chyba jeszcze nie było na boisku. W rzeczy samej. Czyli zadziałał efekt szatni - mobilizacji w przerwie jednych (Lech) i braku takiej na podobnym poziomie u drugich (Legia).

Kuciak powiedział też, że strata pozycji lidera „nie ma żadnego znaczenia”. Otóż ma i to istotne znaczenie. Legia musi odrobić stratę dwóch punktów do Lecha w pozostałych do końca sezonu meczach. Czyli pierwszy raz od wielu miesięcy musi gonić, a nie uciekać starając się zachować przewagę.

W przeciwieństwie do Kuciaka od razu zauważył to na konferencji prasowej trener Lecha Maciej Skorża. I zaczął się głośno zastanawiać czy jego drużyna da sobie radę. Czyli czy udźwignie ciężar liderowania. Twierdzi, że udźwignie. Skoro udało się jej pozbierać po porażce w finale Pucharu Polski i ograć po tygodniu tego samego rywala, znaczy, że mentalnie jest mocna. Przekonamy się w ciągu najbliższego miesiąca jak bardzo. Tak jak przekonamy się ile naprawdę warta jest Legia. Po jej sobotniej porażce nie zmieniłem zdania. Nadal uważam, że ma największy potencjał w tym sezonie. Jeśli nie zostanie mistrzem, przegra w pierwszej kolejności sama ze sobą.

Na pewno za wcześnie jeszcze na koronowanie Lecha. Dlatego bardzo podobała mi się wypowiedź poznańskiego obrońcy Marcina Kamińskiego:

„Na razie nie ma co myśleć o mistrzostwie. Trzeba myśleć o wygrywaniu kolejnych meczy”.

Za wcześnie też na skreślanie Legii, bo takie głosy już słyszałem. Czyli w sześciu ostatnich kolejkach sezonu może się sporo dziać. I to są właśnie te atrakcje, na które czekam.

Pod stadionem w Warszawie w sobotę rozdawano ulotki reklamujące książkę - „Henning Berg. Z Manchesteru do Warszawy”. Znajdowało się na nich hasło: „Człowiek, który walczy do końca!” Lepszej okazji, by to udowodnić, Norweg prędko mieć nie będzie.

▬ ▬ ● ▬