2013-12-10
Na zawsze pozostaniesz wśród nas
Na stronie FIFA znalazłem wspomnienie o zmarłym niedawno Nelsonie Mandeli. Nikt tak mało znaczący w piłce, nigdy tak dużo dla niej nie znaczył.
Bohater tragiczny. Moralny autorytet dla całej Afryki, który nie dał się złamać reżimowi. A jednocześnie wielki przegrany, bo jego prywatne życie stanowiło pasmo porażek. Los nie oszczędził go nawet podczas inauguracji mistrzostw świata w 2010 roku, które odbywały się w Republice Południowej Afryki. Miał być ich najważniejszą postacią. Laureat Pokojowej Nagrody Nobla dwadzieścia siedem lat przesiedział w więzieniu, walcząc o kraj wolny od apartheidu. Bez tego mistrzostwa nigdy by nie dotarły do RPA.
„Czuję się jak piętnastolatek” – powiedział, gdy przyznano im prawo organizacji finałów.
Łatwiej było sobie wyobrazić początek turnieju bez inauguracyjnego meczu, niż bez Mandeli na trybunach. Też miałem nadzieję, że go zobaczę, byłem wtedy na stadionie w Johannesburgu. A jednak nie dojechał... Tuż przed inauguracją w wypadku zginęła jego prawnuczka.
„Tylko kilku ludzi w historii miało taką charyzmę” – zauważył Ruud Gullit.
„Spotkanie z nim było szczytowym momentem mojej kariery” – wyznał David Beckham.
„Dokonał niewiarygodnych rzeczy nie tylko dla tego kraju, ale i całego świata” – to opinia Zinedine Zidane’a.
„Zmarł największy człowiek na naszej planecie” – stwierdził Gary Lineker, gdy Mandela odszedł w ubiegłym tygodniu w wieku 95 lat.
Gdy kończyły się mistrzostwa w 2010 roku, przed finałowym meczem na stadion wjechał niewielki elektryczny pojazd. Jeden z jego pasażerów był ubrany w ciepłe palto i futrzaną czapkę. Lipiec to przecież środek zimy w Johannesburgu. To było moje spotkanie z Mandelą. Pierwsze i ostatnie, podobnie jak dla tysięcy ludzi na trybunach, którzy wstali i bili mu brawo. Pojawił się tylko na chwilę, potem wrócił do domu, by obejrzeć mecz w telewizji. Było za zimno, by schorowany dziewięćdziesięciodwulatek mógł pozostać do końca finału na trybunach.
Dwa dni później popłynąłem na Robben Island koło Kapsztadu. Na tej morskiej wyspie znajdowało się ponure więzienie, dziś jest tam muzeum. Zobaczyłem celę, w której Mandela spędził dwadzieścia siedem lat! Odsiadywał w niej wyrok dożywocia. Cela to klitka, z metalowym kubłem, stołkiem i kocem na betonowej podłodze. Zastanawiam się do dziś, jak wytrzymał tam ponad ćwierć wieku? Jak mógł po wyjściu na wolność wyzbyć się chęci odwetu na oprawcach?
Po wizycie na Robben Island łatwiej zrozumieć dlaczego Mandela jest takim autorytetem dla największych piłkarskich sław. Nie tylko dla nich zresztą.
„Na zawsze pozostaniesz wśród nas” – stwierdził Cristiano Ronaldo.
Jeszcze nikt tak mało znaczący w piłce, nigdy tak dużo dla niej nie znaczył.
▬ ▬ ● ▬