Narodziny polskiego Vardy’ego

Które z wydarzeń kończącego się tygodnia koncentrowały najbardziej uwagę? Te związane z kolejnymi odcinkami transferowej telenoweli. Choć nie tylko.

Nowych odcinków nie brakuje, jednak nawet jak się jakiś przegapi, niewielka strata. Krzysztof Piątek obsadzony w głównej roli, bo przecież o nim mowa, ma niewiele do odegrania. W meczu Pucharu Włoch w środku tygodnia znów dostał co prawda główną rolę zdobywając nawet bramkę, ale to raczej powód do zmartwień, skoro trenerzy we wspomnianych rozgrywkach stawiają głównie na dublerów. 

Dlatego podczas weekendu w scenariuszu na ostatnią kolejkę Serie A już go nie uwzględniono, każąc oglądać innych aktorów przez cały mecz z ławki rezerwowych. Trudno uznać za komplement dla polskiego napastnika wypowiedź trenera Milanu Stefano Pioli, który po pokonaniu Udinese stwierdził, że przybycie do klubu Zlatana Ibrahimovicia dodało jego drużynie pewności siebie. 

W rodzimych mediach Piątek pojawia się jednak regularnie, bo te starają się na nim ugrać ile się jeszcze da. A daje się ciągle całkiem sporo, choć analizując informacje pozostające często w sprzeczności ze sobą, trudno dociec, co ma się szansę naprawdę wydarzyć, a co wydarzyło się wyłącznie w momencie powstawania nowego „niusa”. 

Bo czytam, że w Sewilli szykują już dla Piątka miejsce. Świetnie, ale niestety następnego dnia dowiaduję się, że wiele klubów o niego pyta, ale ofert nikt nie składa! Podobno dostał trzy ligowe mecze na udowodnienie swojej wartości w klubie z Mediolanu. 

Ale po co, skoro walczy o niego Newcastle United. Czyli jednak Premier League, choć nie Tottenham Hotspur czy Crystal Palace? Chyba nie do końca, skoro Newcastle walczy, ale nie ma szans na zwycięstwo, nasz orzeł ma bowiem spore wymagania i chce do klubu z aspiracjami na grę w Lidze Mistrzów. Warunek niemożliwy do spełnienia w przyszłym sezonie, bo drużyna z północy Anglii jest bez szans na miejsce gwarantujące udział w prestiżowych rozgrywkach. I do tego nie stać jej na wydatek 35 milionów euro, bo tyle podobno żąda Milan. 

Ciekawy jestem dalszego scenariusza telenoweli, bo nie mam najmniejszej wątpliwości, że najbliższe dni przyniosą kolejne jej odcinki. I tak pewnie będzie do zamknięcia zimowego okna transferowego, chyba że jakiś odcinek zakończy się gwałtownie przeniesieniem akcji do innego miasta lub kraju, w co, szczerze mówiąc, coraz bardziej wątpię. 

Inni polscy piłkarze zmieniali kluby w szybszym tempie. Patryk Klimala w tak szybkim, że można było nie zauważyć, że nie jest już graczem Jagiellonii Białystok, tylko Celtiku. Klub z Glasgow zapłacił za niego 4 miliony euro lub, jak podają szkockie media, 3,5 miliona funtów. 

Klimala zdążył w sobotę zadebiutować w meczu Pucharu Szkocji, którego kolejną rundę zaplanowano na ten weekend. Wszedł w końcówce derbów Glasgow z Partick Thistle wygranych przez jego nową drużynę na kameralnym stadionie małego klubiku 2:1. 

Za wiele się nie nagrał, więc jego występ nie miał wielkiego znaczenia. Większego nabrała pomeczowa wypowiedź. Klimala stwierdził w rozmowie z dziennikarzem „Daily Record”, że można go porównywać z napastnikiem Leicester City Jamie Vardym, ale raczej na... dziewięćdziesiąt procent. I zaraz dodał, chyba chcąc się Szkotom przypodobać, że nie jest wielkim sympatykiem angielskiej piłki, więc meczów Premier League za często nie ogląda. 

Już niedługo przekonamy się, czy stuprocentowego Klimalę warto będzie oglądać w lidze szkockiej. 

▬ ▬ ● ▬