Nasi przegrani bracia

Fot. trafnie.eu

Prawie każda grupa eliminacyjna ma po ostatnich meczach swoją Polskę, czyli reprezentację z aspiracjami wyprzedzającymi o kilka lat świetlnych jej aktualne możliwości.

Nie milkną echa spotkań do mistrzostw świata. Trudno zapomnieć o bolesnej porażce? Z pewnością. Trener dużo już powiedział, ale wykażmy jeszcze odrobinę cierpliwości, a będzie nagrodzona. Oddajmy mu ponownie głos. Oto co ma do zakomunikowania: 

„Zbyt często się zdarza, że gdy tracimy bramkę, pada także następna”.

„Jeśli ją tracimy, musimy wierzyć, że mecz jeszcze się nie skończył”.

„Czasami inna drużyna jest lepsza, to się zwyczajnie zdarza”.

“Zawodnicy grali najlepiej jak potrafią. Pokazali fantastyczne zaangażowanie i że nigdy się nie poddają”.

„Musimy pamiętać, ze pod koniec sezonu są już bardzo, bardzo zmęczeni. Po dziesięciu miesiącach trudno dotrzeć do nich z jakąś nową informacją. Pod tym względem są właściwie mentalnie martwi”.

“Jeśli podpowiecie mi, kto jeszcze mógłby zagrać, z przyjemnością skorzystam z takiej pomocy”.

Poznajecie te wypowiedzi Fornalika? Nie? Bardzo dobrze, bo to nie on jest ich autorem. Choć na siłę można je przykroić do tych po meczu z Ukrainą. Trener Szkotów Gordon Strachan (stary dobry znajomy Artura Boruca) - oto złotousty, próbujących przełożyć na słowa, czego nie udało się dokonać na boisku.  

Myślicie, że po ostatnich porażkach zanotowano wstrząsy sejsmiczne tylko w Warszawie? Nic bardziej błędnego. Nastroje jeszcze w kilku krajach są podobne. Wystarczyło rzuciłem okiem na pierwszą z brzegu grupę A. Tam drużyny, z aspiracjami wcale nie mniejszymi od polskich, praktycznie na łopatkach. Belgia i Chorwacja na czele, a trzecia Serbia dziewięć punktów do odrobienia w czterech meczach. Potrzebny optymista-szaleniec, żeby w to uwierzył. Na ostatnim miejscu Szkocja z całkiem sporymi szansami na zakończenie eliminacji bez zwycięstwa. Dwa zdobyte punkty w sześciu meczach i już żadnych nadziei, nawet teoretycznych, na cokolwiek. Szkockie gazety piszą z goryczą, że po porażkach z Walią i Serbią ich reprezentacja jako pierwsza z Europy straciła szansę na awans do mistrzostw świata. Nie do końca prawda, ale jakie to ma znaczenie? Tak czy inaczej dramat.

Trzeba uświadomić sobie o jakim kraju rozmawiamy. Szkoci zagrali przeciwko Anglii w pierwszym meczu międzypaństwowym w historii futbolu w 1872 roku. Ich drużyny zdobywały Puchar Mistrzów i Puchar Zdobywców Pucharów. A teraz leje Szkotów kto chce. To musi boleć jeszcze bardziej, skoro mają za płotem znienawidzonych sąsiadów, którzy ostatnio nie rzucają nikogo na kolana, ale i tak są niedościgłym wzorem, a ich Premier League ciągłe źródło westchnień. Szefowie Rangersów właśnie postraszyli, że w ciągu pięciu lat tam się przeniosą. Czyli ze szkockim futbolem może być jeszcze gorzej? Nawet na pewno.

Prawie każda grupa eliminacyjna ma po ostatnich meczach swoją Polskę, czyli reprezentację z aspiracjami wyprzedzającymi o kilka lat świetlnych jej aktualne możliwości. Szkocja to tylko najbardziej jaskrawy przykład. I dowód, że porażki mają zawsze ten sam klimat i mówią tym samym językiem. No, prawie. Gdyby Strachan wygadywał podobne banialuki w Warszawie, mógłby mieć problemy z dokończeniem konferencji prasowej. Warto o tym pamiętać, skoro obcokrajowiec ma podobno zastąpić Fornalika. 

▬ ▬ ● ▬