Nasi tu byli

Polacy pozostawili po sobie ślad w Tbilisi. Piłkarze przede wszystkim wynikiem, trudnym do zaakceptowania przez gościnnych Gruzinów. Kibice znacząc swój szlak.

Chciałem napisać w tytule, że Polacy podbili Tbilisi, ale porównanie nie byłoby zbyt fortunne, biorąc pod uwagę wiele tragicznych momentów, jakie przeżyło to miasto. Po meczu ruszyłem na spacer. Gruzińska stolica jest pięknie położona, a właściwie wciśnięta w dolinę pomiędzy wzgórzami. Ma wiele urokliwych zakątków. Góruje nad nią twierdza Narikala, która stała w tym miejscu już w III wieku.

Tbilisi ciągle ktoś najeżdżał i niszczył, resztę dokonały trzęsienia ziemi, więc z twierdzy niewiele zostało. Ale warto wspiąć się na wzgórze do zachowanych resztek murów, by podziwiać stamtąd miasto. Widok jest fantastyczny, i w dzień, i w nocy, gdy główne budowle zostają wspaniale podświetlone.

Wdrapałem się na sam szczyt, gdzie w jednej z baszt twierdzy postawiono drewniany krzyż. Okazało się, że wcześniej byli tam już moi rodacy mający w zwyczaju znakować swój szlak. Na krzyżu znalazłem nalepki:

- „Silesia Ultras”
- „Czuwaj Przemyśl”
- „Zasańska Wiara, Biało Żółto Czerwona Armia”
- „Zagłębie Sosnowiec”
- „K.S. Promień Żary 1946”
- „1922” [z łbem groźnego psa szczerzącego zęby]

Trochę więc ich było. Nalepki znajdowałem jeszcze w innych miejscach, choćby w równie urokliwym punkcie widokowym na górze Mtacminda (727 metrów nad poziomem morza!). Pozytywny wniosek z tego płynie taki, że polscy kibice zajmowali się w Tbilisi nie tylko piciem wybornego wina, ale i zwiedzaniem jej atrakcji.

Od samego początku starali się, by w Gruzji na długo ich zapamiętano. Piątkowy mecz się jeszcze nie zaczął, a spiker już prosił, by pogasili race. Oczywiście nikt nie bierze takich apeli na poważnie. To byłoby dyshonorem, race więc same zgasły, gdy się wypaliły. Choć przyznać muszę, że efekt wizualny z tym związany był godny uwagi. Nie sądzę jednak, by moje zdanie podzielał delegat UEFA, który na pewno to wszystko opisał i trzeba będzie zapłacić karę...

Polscy piłkarze pozostawili w Tbilisi jeszcze lepsze wrażenie. Gościnni Gruzini stawiali ich wręcz za wzór dla swoich grajków. Mnie również zaimponowali, ale czymś zupełnie innym. Po meczu w strefie udzielania wywiadów pojawiali się kolejno Grzegorz Krychowiak, Kamil Glik, Sebastian Mila, Wojciech Szczęsny... I wszyscy wypowiadali się w podobnym tonie. Rozgromili gospodarzy, ale twierdzili, że mecz był bardzo trudny, a rywal wcale nie taki słaby, jakby wskazywał wynik. Że do końca eliminacji jeszcze bardzo daleko, a liderowaniem w grupie nie należy się upajać. Trzeba mieć w sobie ciągle wiele pokory i mocno stąpać po ziemi...

Jakbym gdzieś to już słyszał. I nagle przyszło olśnienie! Tak kiedyś wypowiadali się o naszych ich przeciwnicy, gdy sprawili im baty. Znali swoją wartość, więc mogli sobie pozwolić na podobne opinie. Teraz orły Nawałki znają swoją wartość, więc też mogą tak wypowiadać się o rywalach. To chyba dobry znak. Wiara we własne umiejętności, ale w połączeniu z pokorą, może okazać się zabójczą mieszanką dla rywali, czego polskim piłkarzom i sobie życzę do końca eliminacji...

▬ ▬ ● ▬