Niczym powracająca fala

Fot. Trafnie.eu

W subiektywnym podsumowaniu tygodnia o dwóch Hiszpanach grających w Polsce i jednym Polaku mieszkającym w Hiszpanii. Nie, nie o tym, o którym myślicie.

Bo z całą pewnością myślicie o Robercie Lewandowskim. Ale o nim napisano i powiedziano ostatnio chyba nawet więcej niż trzeba, więc tym razem postanowiłem mu dać wolne. O Polaku mieszkającym w Hiszpanii będzie później, najpierw zajmę się Hiszpanami mieszkającymi w Polsce.

Jednemu z nich tak się tu podoba, że właśnie postanowił pomieszkać jeszcze dłużej. Ivi Lopez, bo o nim mowa, przedłużył w kończącym się tygodniu umowę z Rakowem Częstochowa do 30 czerwca 2026 roku. Gdy wszystko już zostało uzgodnione, a podpis na nowym kontrakcie złożony, Hiszpan zabrał się do wypełniania swoich obowiązków z naprawdę należytą starannością. W meczu kwalifikacyjnym do Ligi Konferencji Europy z kazachską Astaną był najlepszym zawodnikiem na boisku. Zachwycano się nawet nie jego bramką, ale asystą, gdy czubkiem buta przerzucił piłkę, prawie od niechcenia, między obrońcami w polu karnym rywali, co Vladislavs Gutkovskis zamienił na gola.

Dzień później równie pochlebne recenzje zebrał rodak Lopeza zwany Davo. To pseudonim używany podczas piłkarskiej kariery przez Antonio Davida Alvareza Reya, który od początku sezonu reprezentuje barwy Wisły Płock. Tak udanie, że w pierwszych dwóch kolejkach Ekstraklasy zdążył już strzelić trzy bramki. Dwie w piątkowym meczu ligowym z Wartą Poznań w Grodzisku Wielkopolskim. Wcześniej, w ubiegłym sezonie, występował w drugoligowej drużynie UD Ibiza, co stanowiło na razie szczyt jego piłkarskich osiągnięć w wieku 27 lat.

Obaj Hiszpanie korzystnie kontrastują na tle polskich ligowców. Mnie od lat intryguje, że u nas błyszczą, choć to często piłkarze drugo- czy nawet trzecioligowi w swojej ojczyźnie. Czyli praktycznie tam nieznani. Żeby sumienie było czyste muszę jednak przyznać, że Lopez zaliczył ponad 40 meczów w hiszpańskiej ekstraklasie, co zawsze jest podkreślane przez rodzime media, jakby z Realem Madryt czy Barceloną sięgnął po mistrzostwo.

Zadzwoniłem do Marka Hałysa, mojego przyjaciela, a także kibica Realu, polskiego przedsiębiorcę z branży myjni samochodowych od kilkudziesięciu lat mieszkającego w Madrycie. Mocno interesuje się piłką i jest zawsze na bieżąco z wszelkimi informacjami związanymi z ligą hiszpańską. Już kilka razy podpytywałem go w różnych kwestiach z nią związanych. Postanowiłem zapytać też o dwie gwiazdy polskiej ligi wywodzące się z kraju, w którym mieszka, podpowiadając nawet kiedy, ile i gdzie Lopez występował w Primera Division, a gdzie ostatnio grał Davo. Marek zastanowił się chwilę i odpowiedział:

„Nie, nie znam ich. Absolutnie żadnych skojarzeń”.

Po chwili jeszcze dodał:

„Nic mi nawet nie świta...”

Nie mógł uwierzyć, gdy z kolei ja dodałem, że Lopez został uznany za najlepszego zawodnika Ekstraklasy ostatniego sezonu. Skłamałbym, gdybym stwierdził, że jego odpowiedzi mnie zaskoczyły, bo właśnie takich się spodziewałem. Pewnie nie tylko mnie nie zaskoczyły. Po co więc o tym piszę? Bo skoro zawodnicy nieznani w swojej ojczyźnie są prawdziwymi gwiazdami polskiej ligi, nie wymagajmy od tej ligi zbyt wiele. Pewne za chwilę, jeśli jakaś drużyna znów przegra w europejskich pucharach, znów się zacznie pisanie na wyścigi o kompromitacji, blamażu czy wstydzie.

Generalnie z Ekstraklasą jest niestety tak – kilka razy w ciągu sezonu, niczym powracająca fala, narzekanie na zagraniczny „szrot”, który zabiera miejsca w drużynie zdolnej polskiej młodzieży, a na sam koniec właśnie przedstawiciele tego „szrotu” zgarniają większość nagród, jak Lopez i inni w maju.

▬ ▬ ● ▬