Nie będziesz legendą, człowieku

Fot. trafnie.eu

Obejrzałem wczoraj w TVP film dokumentalny o EURO 2012. Szukałem w nim, trochę na ślepo, odpowiedzi na pytanie – czy przed rokiem tak musiało być?

Film „Będziesz legendą, człowieku” w reżyserii Marcina Koszałki miał swoją premierę w ubiegłym roku. Nie widziałem go jednak. Teraz, rok po mistrzostwach, była okazja do przypomnienia sobie wydarzeń z trochę innej perspektywy. Choć wiodące rolę reżyser przydzielił Damienowi Perquisowi i Marcinowi Wasilewskiemu, usiadłem do oglądania z postanowieniem, by przyjrzeć się w tle trenerowi, który wtedy prowadził drużynę, a w piątek potwierdził w „Przeglądzie Sportowym”, że wraca do polskiej ligi. Pochwalił się, że w nowym sezonie będzie znów prowadził Wisłę.

W filmie praktycznie go nie ma. I nie ma też odpowiedzi na pytanie, które po upływie roku ciągle powraca – czy mogło być lepiej? Czy reprezentacja Polski mogła wyjść z grupy? Zaraz po mistrzostwach sam pan trener próbował na to odpowiedzieć w wydawanym przez PZPN periodyku „Polska Piłka”:

„Czego zabrakło? Uważam, że przede wszystkim doświadczenia i tak zwanej chłodnej głowy, które były zdecydowanie po stronie rywali, zwłaszcza w momentach trudnych, czy kryzysowych. U niektórych zawodników wystąpił element przemotywowania oraz brak umiejętnego rozłożenia sił w trakcie gry. Poza tym brak skuteczności ofensywnej i wykorzystywania stwarzanych okazji; we wszystkich meczach mieliśmy więcej sytuacji stuprocentowych do zdobycia gola niż przeciwnicy. Proste błędy indywidualne, po których straciliśmy gole, a w efekcie zwycięstwa w meczach z Grecją i Rosją, były bardziej tym bardziej bolesne, że przytrafiły się dwójce naszych liderów. Przyczyn można oczywiście znaleźć więcej, ale na dogłębną analizę przyjdzie jeszcze pora.”

Jedną w filmie znalazłem. Jest w nim scena, gdy po pierwszym meczu w mistrzostwach z Grecją w pokoju hotelowym rozmawiają Wasilewski z Dariuszem Dudką. Rozmawiają do bólu szczerze, jakby w ogóle nie było kamery. Bluzgi lecą na lewo i prawo. W pewnym momencie Wasilewski przyznaje, że w drugiej połowie opadł z sił. Zastanawia się jeszcze czy to może przez zamknięty dach? A ja zapytałbym pana Smudę – czy wybór specjalistów od przygotowania kondycyjnego był najszczęśliwszy? Jeśli już w pierwszym meczu drużyna siada kondycyjnie, trudno od niej wymagać cudów, skoro była teoretycznie najsłabsza z całej szesnastki finalistów. Zaraz po mistrzostwach potwierdził to „Gazecie Wyborczej” choćby Robert Lewandowski: „Skoro jednak wiedzieliśmy, że może nam zabraknąć umiejętności, to przynajmniej powinniśmy być idealnie przygotowani fizycznie”. Dlatego Smudzie można powiedzieć – nie będziesz legendą, człowieku. I życzyć powodzenia w pracy z Wisłą. Także nad przygotowaniem fizycznym.   

Muszę jeszcze oddać reżyserowi, że wyjątkowo trafnie dobrał głównych bohaterów. Perquis i Wasilewski wyraźnie nie zadowolili się piękną przegraną. Nie czuli się rozgrzeszeni mimo uwielbienia kibiców. Jak powiedział jeden z masażystów, „farbowane lisy przeżywają to najbardziej”. Dlatego po filmie nabrałem większego szacunku do Perquisa. Tak jak od dawna nie posiadam takowego dla niejakiego Tomaszewskiego Jana, który nazwał go kiedyś śmieciem.

 ▬ ▬ ● ▬