Nie liczcie na zmiany

Fot. Trafnie.eu

Opublikowałem ten tekst dokładnie w momencie, gdy minął termin zgłaszania kandydatur w wyborach na prezydenta FIFA, które odbędą się 29 maja.

Termin minął o północy z 29 na 30 stycznia. Równo cztery miesiące przed wyborami, które odbędą się w Zurychu. Z tej okazji trochę głębiej przeorałem temat potencjalnych kandydatów na wspomniany stołek. Wnioski okazały się wyjątkowo ciekawe, stanowiąc idealny przekrój najważniejszych problemów we współczesnej piłce. Nawet nie muszę czekać na majowe wybory...

Pogłębioną wiedzę zawdzięczam jednej osobie znakomicie zorientowanej w układach na najwyższych futbolowych szczeblach. Wie bardzo dużo, ale za bardzo się nie pali, by chwalić się ogółowi swoim nazwiskiem. Niech pozostanie więc – Informatorem.

O prezydencie FIFA mówi, że to wytrawny gracz. Szwajcar Sepp Blatter rządzi od 1998 roku. Choć właściwie siedem lat dłużej, bo tyle sprawował wcześniej funkcję sekretarza generalnego. Jest jak cesarz futbolowego imperium. Nie są go w stanie ruszyć żadne, największe nawet afery.

Rządzi niepodzielnie i pewnie rządzić będzie kolejne cztery lata. Ma takie szanse na zwycięstwo w majowych wyborach, jak Usain Bolt w najbliższym biegu, w którym zdecyduje się wystartować. Kiedyś Jamajczyk przegrał sam ze sobą, gdy zaliczył falstart, więc rywale nigdy nie powinni tracić wiary. Lepiej jednak, żeby byli realistami...

Skoro prawdopodobnie nic nie zmieni się na samej górze, nic nie zmieni się też w układzie sił w światowej piłce. Tylko czy ktoś chce, by się zmieniło? Informator podaje przykład Francuza Jerome Champagne, który pierwszy zadeklarował, że powalczy o fotel prezydencki z Blatterem. To były dyplomata, później pracował w FIFA. Wydaje się sensownym kandydatem, co potwierdza Informator:

„Jest bardzo sympatycznym człowiekiem. Ale zobaczysz, że nie uzyska poparcia przynajmniej pięciu federacji, stanowiącego podstawę do kandydowania w wyborach. Dlaczego? „Olewają” go, bo wcześniej nie pracował w krajowym związku, tylko od razu w FIFA, więc to nie jest ich człowiek. Uważają, że się nie nadaje. Poza tym wszyscy dużo mówią, ale jak przyjdzie co do czego, wolą się nie wychylać”.

Chilijczyk Harold Mayne-Nichols, też wcześniej pracujący w FIFA, zrezygnował w ostatniej chwili z kandydowania. Liczył na poparcie UEFA, ale zrozumiał, że takie dostaną silniejsi od niego gracze, którzy w styczniu weszli do gry – jordański książę Ali bin Al-Hussein i prezes holenderskiego związku (wcześniej też prezes Ajaksu Amsterdam) Michael van Praag. A w ostatniej chwili wyskoczył jak z kapelusza Luis Figo. Cały świat w euforii, bo aż tylu staje do walki z Blatterem. Wreszcie coś zaczyna się dziać! A Informator mówi:

„Naiwniacy, bo to Blatter się cieszy”.

Jak to się cieszy? Zaczął mnie uświadamiać:

„Bo między tylu kandydatów podzieli się opozycja. Nic lepszego nie mogło mu się przytrafić. Zamiast się jednoczyć przy jednym kandydacie, nawzajem się osłabiają. Poczekaj cztery miesiące. Przekonasz się 29 maja, że miałem rację”.

Równie uświadamiająca była lekcja dotycząca kolejnego chętnego do startu w wyborach. W połowie stycznia były francuski gwiazdor David Ginola ogłosił na konferencji prasowej w Londynie, że zamierza kandydować na prezydenta FIFA. Była to wręcz wiadomość dnia w mediach zajmujących się futbolem. Informator podsumował ją z politowaniem:

„Przecież on nie ma żadnych szans i sam o tym wie. Dostał pieniądze na kampanię od firmy bukmacherskiej z Irlandii. Nieważne nawet, czy spełni kryteria, by oficjalnie wystartować w wyborach”.

Od razu przypomniała mi się informacja o problemach Ginoli. Kandydatów obowiązuje bowiem przestrzeganie tak zwanego kodeksu etycznego. A ten zabrania jakiejkolwiek aktywności w branży hazardowej. Gdy poskładałem wszystko do kupy, przyszło olśnienie. Wymyślili to genialnie!!! 

Za 250 tysięcy euro (które według angielskich mediów dostał na kampanię Ginola) zrobili taką promocję w światowych mediach, jakiej nie zapewniłaby im suma nawet o jedno zero dłuższa. Czym większy szum o problemach „kandydata” ze względu na kontakty z branżą bukmacherską, tym lepiej utrwali się jego wizerunek właśnie związany z tą branżą. I później będzie można to wspaniale wykorzystać.

O ostatniego „kandydata” już nie pytałem Informatora. Odrobiłem pracę domową i właściwie ogarnąłem temat. Mino Raiola to naprawdę bystry facet. Pewnie szepnął zaprzyjaźnionemu redaktorowi, że chce kandydować na prezydenta FIFA. Ten napisał, reszta zacytowała, że „agent takich gwiazd jak Zlatan Ibrahimović, Mario Balotelli i Paul Pogba, stanie do walki z Blatterem”! Gdyby ktoś jeszcze nie wiedział kim jest Raiola, teraz już wie na pewno. Czyż nie genialny pomysł na bezpłatną promocję? Bystry agent przed dwoma dniami „zrezygnował” z kandydowania. Stwierdził, że poprze van Praaga...

Nie muszę czekać do majowych wyborów. Już przy zgłaszaniu kandydatów na prezydenta FIFA mam pełny przekrój tego, na co choruje współczesna piłka: układy, hipokryzja i coraz większa rola bukmacherów razem z piłkarskimi agentami. I nic nie wskazuje, by zanosiło się na zmiany.

▬ ▬ ● ▬