Nie mogę się odczepić

Fot. M.Kostrzewa legia.com

Piłkarze Legii podnieśli głowy po słabym początku sezonu. A były zawodnik warszawskiego klubu nie daje mu najmniejszych szans w starciu w LM z Celtikiem.

Przeczytałem wypowiedź Jakuba Koseckiego w „Przeglądzie Sportowym”:

„Różni ludzie udawali najmądrzejszych na świecie i pisali głupoty. Po wygranym 5:0 meczu z Saint Patrick's nie było ani jednego dziennikarza, który podszedłby do mnie i zapytał: "jak się grało?", "jak było?" albo "czy jesteście zadowoleni?". Gdy jednak przegrywamy, nie możecie się wręcz powstrzymać od komentarzy. My jesteśmy od grania, więc zdajemy sobie sprawę, że będziemy krytykowani, ale niektórzy ludzie powinni naprawdę mniej mówić”.

Mogę tylko mówić za siebie. Po meczu z St. Patrick's nie podszedłem do Koseckiego, bo nie byłem w Dublinie. Nawet gdybym był, nie miałbym o co pytać, bo sam widziałem co działo się na boisku. Potrenowałbym z miesiąc, a zaręczam, że biegałbym szybciej niż tych dwóch grajków, których Kosecki objechał przy czwartej bramce.

Miroslav Radović zaapelował w „Super Expressie”, żeby odczepić się od Berga. To ładnie z jego strony, gdy stwierdził:

„Słabo wystartowaliśmy i zapłaciliśmy za to mocnymi klapsami od mediów. Ale to bardziej nasza wina niż szkoleniowca. Zostawcie go w spokoju”.

Tego się przyjacielu z mojej strony nie doczekasz! Porażka z Bełchatowem nie miała większego znaczenia - strata raptem półtora punktu (przecież na koniec sezonu punkty będą dzielone na pół). Remis z St Patrick's też do odrobienia w rewanżu. Napisałbym przed nim, że jestem pewny awansu Legii, gdybym był pewny, że jej trener nie wywinie kolejnego numeru. A że nie byłem, zamiast tego pojawiło się ostrożniejsze „wierzę”.

Na szczęście Norweg wykazał się brakiem logiki w swoich wcześniejszych mało logicznych decyzjach, czyli przestał wydziwiać ze składem w Dublinie. I dwa minusy dały plus. Choć nie było się czym zachwycać. Legia przejechała się po irlandzkiej drużynie, gasnącej z każdą minutą, jak walec. Czyli zrobiła to, co zrobić powinna już tydzień wcześniej.

Nie mogę Bergowi darować, że praktycznie odpuścił mecz o Superpuchar. Przecież to walka o jedno z najważniejszych trofeów w tym kraju. Do tego idealny sprawdzian dla jego drużyny w pierwszym poważnym meczu sezonu. A on wystawia, nie wiadomo po co i nie wiadomo dlaczego, jakiś rezerwowy skład. Pozbawia klubu zdobycia pucharu, który już na zawsze byłby na liście jego sukcesów. Nie mam się więc zamiaru od niego odczepić, jak chce Radović, bo nie mam racjonalnych argumentów, by zrozumieć jego decyzję.

Te uwagi to właściwie tylko dłuższy wstęp przed środowym meczem z Celtikiem w Lidze Mistrzów. A także szersze tło dla wypowiedzi Wojciecha Kowalczyka na onet.pl:
"Już po pierwszym meczu sprawa awansu będzie rozstrzygnięta, zresztą Celtic oba spotkania wygra kilkoma bramkami".

W to, czyli tych kilka bramek już w Warszawie, nie wierzę. Kowalczyk mówi jeszcze:

„Oczekujemy cudu, ale przecież po mistrzu Polski nie można się go spodziewać”.

Cud to ostatnia rzecz jakiej mógłbym oczekiwać. Ja chce tylko, żeby piłkarze Legii i jej trener nie przestraszyli się rywala już w tunelu prowadzącym na boisko. Bo musieli by się przestraszyć chyba tylko mocno wypłowiałej nazwy, żadnych prawdziwych gwiazd w klubie z Glasgow nie widzę.

A o reszcie porozmawiamy po meczu...

▬ ▬ ● ▬