Nie przegrają już w tunelu

Polskie drużyny poznały pucharowych rywali w ostatniej rundzie kwalifikacji. Śląsk zagra z hiszpańską Sevillą. Legia najpierw musi się zmierzyć z… Legią. 

Nie będzie to niestety starcie, jak Janowicza z Kubotem w Wimbledonie, gwarantujące jednemu awans do następnej rundy. Legia, mając już zapewnione miejsce w fazie grupowej Ligi Europejskiej, powalczy teraz o jeszcze lepsze, w Lidze Mistrzów. Na drodze stanie jej rumuńska Steaua Bukareszt. W ubiegłym sezonie wygrała swoją grupę w Lidze Europejskiej, dotarła do 1/8 finału, odpadając z późniejszym triumfatorem rozgrywek – londyńską Chelsea.

Jest się kogo bać. Bać to raczej już się nie można. Jak patrzę na Legię, najpierw musi wygrać sama ze sobą. Choć po meczu z Molde czytałem komentarze – „nieważny styl, liczy się awans”, kolejnego awansu w takim stylu wywalczyć się nie da. Da się za to powiedzieć, że w dwóch dotychczasowych rundach Legia miała przede wszystkim problem sama ze sobą. Wystarczyło, że rywale trochę przycisnęli, robiło się nieciekawie, chwilami dramatycznie. Nie wiem na czym to polega, bo w polskiej lidze jest dokładnie odwrotnie. Niby przeciwnicy nie tej klasy, ale… Jeszcze do tego dojdziemy.

Podobno Legia była pod presją, tak powiedział Jan Urban po ostatnim meczu z Molde. Presją gry w fazie grupowej. Ma już taką zapewnioną co najmniej w Lidze Europejskiej. Plan minimum wykonany, teraz ma być z górki. Bez ciśnienia, na luzie, czyli znacznie lepiej. Tak zapewniał Urban.

Po losowaniu stwierdził, że nie chciał trafić na Rumunów. Niestety na kogoś musiał trafić. Piątka potencjalnych rywali prezentowała podobną klasę. Trudno więc wybrzydzać po losowaniu. Trzeba grać. Bez gry do Ligi Mistrzów można awansować, niestety nie z polskiej ligi.

Ale nawet drużyna z polskiej ligi może zagrać tak, żeby nie pozostawić złudzeń rywalom, że zasłużyła na awans. Śląsk pokazał klasę już w pierwszym meczu z Rudarem Pljevlja, po którym przejechał się jak walec. Od tego należałoby zacząć. Bo Śląsk, w odróżnieniu od poprzedniego sezonu, gra w pucharach tak, że chce się go oglądać. Przed rokiem prezentował się fatalnie. Niech ktoś sobie obejrzy nawet wygrany mecz w Podgoricy z Buducnostią. Czarnogórcy niemiłosiernie objeżdżali bocznych obrońców, że tylko cudem Śląsk nie stracił bramki po ich akcjach. Później było już gorzej, a nawet tragicznie.     

W tym sezonie na odwrót. W polskiej lidze cieniutko, a w pucharach wręcz śpiewająco. Im trudniejszy rywal, tym pewniej się prezentuje. To chyba jedyny pozytywny wniosek jaki można wyciągnąć, na razie na wyrost, z losowania ostatniej rundy kwalifikacji Ligi Europejskiej. Bo Śląsk już gorzej trafić nie mógł. Z piątki potencjalnych rywali dostał najsilniejszego, w teorii oczywiście. Przed meczami z Bruggią napisałem: „Gdyby wyeliminowali Belgów, byłbym w stanie uwierzyć, że w decydującej rundzie mogą pokonać kolejnego rywala podobnej klasy i zafundować Wrocławiowi fazę grupową Ligi Europejskiej”.     

Wstydem by się było teraz z tych słów wycofywać tylko dlatego, że Śląsk trafił na Sevillę, silną drużynę z ligi hiszpańskiej. Nie wiem czy ją przejdzie. Łatwo nie będzie. Ale jedno wiem na pewno. Po tym co Śląsk pokazał z Bruggią, nie przegra meczu z Sevillą już w tunelu prowadzącym na boisko. A niestety kilku polskim drużynom to się w przeszłości zdarzało.

▬ ▬ ● ▬