Nie tak miało być?

Fot. Trafnie.eu

Reprezentacja Polski meczem z Czachami zainaugurowała eliminacje do Euro 2024 szybko przechodząc do historii. Nie jest to jednak powód do dumy.

Przegrała w piątkowy wieczór w Pradze 1:3, ale już po trzech minutach przegrywała 0:2. Nigdy w swej historii tak szybko nie straciła dwóch bramek! Pierwszą w 28. sekundzie!!! Nie wiem jaki debiut wyobrażał sobie w nowej roli selekcjoner Fernando Santos, ale z pewnością trudno wyobrazić sobie gorszy.

Przed meczem brałem pod uwagę wszystkie możliwe wyniki, co uważałem za logiczne, skoro nikt naprawdę nie wiedział czego można się spodziewać po drużynie, która przeszła ostatnio sporo zawirowań i dlatego dostała kolejnego szkoleniowca. Trener rywali Jaroslav Šilhavý chyba musiał myśleć podobnie, skoro po meczu przyznał, że obawiał się Polaków. Jedak zastosowana przez niego taktyka pressingu na samym początku, choć ryzykowna, okazała się zwycięska.

Pierwsza bramka padła po akcji zapoczątkowanej błyskawicznym wrzutem piłki z autu na wysokości pola karnego. Gdy po dwóch minutach padła kolejna, polscy piłkarze potrzebowali jeszcze trochę czasu, by się z tego koszmaru otrząsnąć, bo wyglądali, jakby zostali w szatni. Gdy mecz się wyrównał, zaczęli konstruować składniej akcje, stwarzając jedną groźną sytuację. Ale paradoksalnie w doliczonym czasie gry pierwszej połowy mogli stracić trzecią bramkę, gdyby nie doskonała interwencja Wojciecha Szczęsnego.

Po przerwie Polacy zdominowali grę przez pierwszy kwadrans, by następnie stracić trzeciego gola po kontrataku, co wyraźnie odebrało im impet. Zdołali tylko w samej końcówce ustalić wynik meczu za sprawą wprowadzonego na boisko Damiana Szymańskiego.

Gdy ta bramka padła, nie czuło się żadnej radości ze strony polskich kibiców, którzy dość licznie pojawili się w Pradze, zajmując nie tylko zarezerwowany dla nich sektor w narożniku trybun, ale też wiele miejsc na całym stadionie. Jeszcze zanim zaczął się mecz z trybun było słychać śpiewy: „Tylko zwycięstwo, Polacy, tylko zwycięstwo”.

Kiedy zagrano polski hymn odnosiłem wrażenie, że śpiewa go z pół stadionu. Ale już po kilku minutach było: „Polacy grać, k… mać”. Potem jednak przyjezdni kibice starali się mocno dopingować swych zawodników. Aż do trzeciej straconej bramki, która chyba ich dobiła.

Polscy piłkarze nie byli specjalnie rozmowni po bolesnej porażce, co potrafię zrozumieć, bo pewnie na ich miejscu też nie miałbym specjalnej ochoty na spowiadanie się z własnych grzechów. Wszyscy przechodzili z szatni do autokaru poza strefą mieszaną, czyli tą, w której udziela się wywiadów. Dziennikarzom udało się zatrzymać tam i namówić do rozmowy tylko dwóch (przynajmniej tylu zauważyłem) Robertów – Gumnego i Lewandowskiego.

Pierwszy powiedział, że o porażce trzeba jak najszybciej zapomnieć przed kolejnym spotkaniem w poniedziałek z Albanią. Drugi stwierdził, że gdyby miał teraz możliwość coś zmienić, to fatalne pierwsze pięć minut, by „lepiej wejść w mecz”, bo jak tak szybko traci się bramki, trudno później zmienić losy rywalizacji. Wszystko prawda, ale ja mam na temat wydarzeń w Pradze swoją własną teorię, nie ukrywam, że dość przekorną.

Patrząc na grę Polaków, szczególnie na początku meczu, od razu przypomniały mi się wszystkie głupoty na temat reprezentacji wypisywane i wygadywane w ostatnich miesiącach przez wszelkiej maści ekspertów. Szczególnie ta histeria po mistrzostwach w Katarze, że musimy grać bardziej ofensywnie, że to wstyd, by drużyna prezentowała tak defensywny styl. Wyśmiewałem to wtedy jak mogłem, czego dowody łatwo znaleźć na tej stronie.

Ponieważ nikt nie sprecyzował na czym powinna taka gra konkretnie polegać, patrząc na mecz w Pradze pomyślałem, że wszyscy krytycy powinni być zadowoleni, skoro jednym z najważniejszych rozgrywających był Wojciech Szczęsny, zmuszony do zagrywania wielu długich piłek. Jeśli bramkarz tak szybko przechodzi do ofensywy, chyba można stwierdzić, że postulowany warunek został spełniony.

Podobno głównym nieszczęściem drużyny był jej poprzedni trener Czesław Michniewicz preferujący ten koszmarny defensywny styl. A może jednak bardziej realistyczny, biorąc pod uwagę posiadane umiejętności?

A ile znęcano się nad biednym Grzegorzem Krychowiakiem, podobno jednym z winowajców słabej gry Polaków. Santos na dwa marcowe mecze go nie powołał. I co? Czy Krystian Bielik, zmieniony już w przerwie, dał drużynie więcej w roli defensywnego pomocnika?

Kamil Glik też jest podobno za stary, za wolny i do niczego już się nie nadaje. Gdy okazało się, że musi poddać się operacji i w Pradze nie wytąpił, jak wyglądała gra polskiej defensywy?

Dlatego przebieg i wynik meczu uważam za bolesną… karę za brak pokory i bezrefleksyjne wygadywanie głupot. Generalnie totalny brak pokory w ostatnich latach, bo zawsze przyda się jej więcej, szczególnie w postrzeganiu możliwości polskiej piłki.

Jeden z dziennikarzy zapytał Lewandowskiego o poniedziałkowe starcie z Albanią w Warszawie zauważając, że mecze z nią w eliminacjach do mistrzostw świata "nie były przecież takie łatwe”. Czyżby rozum wracał?

▬ ▬ ● ▬