Nie tylko Piastowi ku przestrodze

Fot. trafnie.eu

To jedyny dzień w roku, gdy ktoś jeszcze boi się polskich drużyn. Niestety coraz rzadziej i coraz mniej. Dlatego trzeba się cieszyć każdą chwilą i…  

Wczoraj odbyło się w Nyonie losowanie par pierwszej i drugiej rundy kwalifikacji Ligi Mistrzów oraz Ligi Europejskiej. To takie przedbiegi dla najsłabszych, bo poważni gracze pojawią się w kolejnych rundach. Losowanie tych dwóch pierwszych zawsze stanowi szansę połechtania własnej próżności, gdy do głowy trafia refleksja, że jeszcze ktoś w Europie boi się polskich drużyn. 

Walijski The New Saints boi się na pewno. Trzy razy z nimi grał i trzy razy zaliczył niezłe lanie. Teraz szykuje się czwarte od Legii, z którą spróbuje powalczyć w drugiej rundzie Ligi Mistrzów. Jakie ma szanse? Podobne jak San Marino w konfrontacji z reprezentacją Polski. Może ciut większe. Te „ciut”, to dwie – trzy bramki stracone mniej.

Portal welsh-premier.com nie mógł odżałować, że The New Saints nie wylosowali „szkockich gigantów” i nie będzie brytyjskiego pojedynku z Celtikiem Glasgow. Wyliczył największe sukcesy Legii w „złotym okresie polskiego futbolu”, wymieniając jej najbardziej znanych piłkarzy, czyli… Jana Tomaszewskiego, Kazimierza Deynę i Roberta Gadochę. 

Inny miejscowy portal walesonline.co.uk postanowił nie być gorszy i napisał, że rewanżowy mecz odbędzie się na Stadionie Narodowym, podając jego pojemność – 58 000. To kosmiczna liczba w porównaniu z frekwencją na meczach walijskiej drużyny w ostatnim sezonie na własnym stadionie: najwyższa – 555, najniższa – 203, średnia – 324. Jak to ujął trener Jak Urban, Legia powinna „z szacunkiem i pokorą zrobić swoje”.

Fiński FC Honka Espoo, który trafił w Lidze Europejskiej na Lecha, przedstawił go na swojej stronie internetowej jako „najwyższej klasy zespół”. W króciutkiej charakterystyce znalazła się informacja o Robercie Lewandowskim („teraz gra w Borussii Dortmund”) i, co już oczywiste, Finie Kasperze Hämäläinenie (teraz zarabia na życie w Poznaniu).

Z jednego portalu dowiedziałem się, że odpadniecie polskich drużyn w tak wczesnej fazie eliminacji byłoby kompromitacją. W przypadku Legii i Lecha na pewno. Co do pozostałych, nie byłbym już taki pewny. Moje zdanie podziela trener Urban, który zauważył: „Nie sądzę, aby od drugiego czerwca, gdy zakończyła się liga, polskie zespoły nagle nabrały takiej wartości, że nie powinny się obawiać nikogo”.  A ja dodam dlaczego…

Śląsk zagra ze zwycięzcą z pary Rudar Pljevlja (Czarnogóra) - FC Mika (Armenia). Niech sobie przypomni w jakich mękach udało mu się w ubiegłym sezonie przejść inną drużynę z Czarnogóry, Budućnost Podgorica, która wygrała  we Wrocławiu.

Piast Gliwice powinien z jeszcze większą pokorą podchodzić do inauguracyjnego startu w pucharach. Trafi na kogoś z pary Metalurg Skopje (Macedonia) - Karabach Agdam (Azerbejdżan). Ta ostatnia drużyna ma już jeden polski skalp w dorobku. Przed trzema laty wyeliminowała Wisłę Kraków, co nazwano wtedy sensacją. Chyba już pora przewartościować trochę oceny. W azerską piłkę inwestowane są wielkie pieniądze, bo takie ten kraj zarabia na wydobyciu ropy.

Przeciwnik Piasta przebywa na obozie przygotowawczym w Turcji. Wczoraj przegrał 1:3 mecz sparingowy z silnym rywalem, Mordowiją Sarańsk, która w zakończonym sezonie grała w rosyjskiej Priemjer-Lidze. I także wczoraj podpisał dwuletni kontrakt z gruzińskim napastnikiem Niko Gelaszwilim,  występującym ostatnio w VfL Bochum. 

„Ten zespół realizuje ambitne cele. Przychodzę tu z nadzieją na osiągniecie sukcesu” – stwierdził na powitanie Gelaszwili.   

Natomiast Piast na powitanie europejskich pucharów na pewno nie będzie miał łatwego zadania z Karabachem. Oczywiście pod warunkiem, że ten w pierwszej rundzie wyeliminuje Metalurg Skopje.

▬ ▬ ● ▬