2025-06-01
Nie zapomnieli...
W Monachium odbył się finał Ligi Mistrzów. Nie sądzę, by ktokolwiek spodziewał się takiego wyniku, jakim się zakończył. Powodów do zdziwienia było więcej.
Paris Saint-Germain doszczętnie zdemolował Inter Mediolan, wygrywając 5:0. To najwyższe zwycięstwo/porażka w historii finałów najbardziej prestiżowych klubowych rozgrywek piłkarskich na świecie. A przecież prognozowano wyrównany mecz, w którym trudno było wskazać zdecydowanego faworyta. Dlaczego wydarzenia w Monachium stanowiły tego totalne zaprzeczenie?
Lubiłem ostatnio oglądać PSG, bo grają naprawdę ładnie, więc patrzy się na nich z prawdziwą przyjemnością. Ale wiem, że finały są po to, żeby je wygrywać, być do bólu efektywnym, a nie popisywać się piękną grą. Tym bardziej, że poza nią PSG przytrafiały się momenty, w których, po ofensywnych fajerwerkach, popełniali wręcz zawstydzające błędy w defensywie. Ale trudno było się przyczepić do czegokolwiek pod tym względem w sobotnim meczu. Zastanawiam się tylko, czy paryżanie byli tak perfekcyjni, czy rywale zaprezentowali się tak słabo?
Inter już po kilku minutach przegrywał 0:1, dając się „rozklepać” we własnym polu karnym. Po dwudziestu minutach przegrywał 0:2. Potem mecz nieco się wyrównał, ale tylko do trzeciej straconej bramki. Od tego momentu drużyna z Mediolanu gasła z każdą kolejną minutą, a dwa kolejne gole stanowiły zakończeniu jej egzekucji.
Finał pokazał dobitnie, że piłka to gra drużynowa. PSG, a dokładniej jego katarski prezes Nasser Al-Khelaïfi, marzył od lat o zdobyciu Pucharu Mistrzów, który stał się jego absolutną obsesją. Wydając miliony na nowych piłkarzy balansował na granicy problemów związanych z nie przestrzeganiem finansowego fair play, wymuszanego przez UEFA. Jego drużyna była chyba nawet większym „Galácticos” niż kiedyś Real Madryt. Ale niektórzy zawodnicy wydawali się w niej ważniejsi od klubu, którego barwy reprezentowali. Dopiero gry odeszli (Neymar, Leo Messi, Kylian Mbapeé) okazało się, że reszta stała się prawdziwą drużyną, czego efekty mogliśmy oglądać w Monachium. I w tej drużynie wykreowały się nowe, młode gwiazdy, jak choćby Désiré Doué, który zdobył dwie bramki i zaliczył asystę, a trzy dni po finale będzie obchodził dwudzieste urodziny.
Ale najważniejszą postacią w klubie jest bez wątpienia hiszpański trener Luis Enrique. Zaraz po końcowym gwizdku założył przygotowaną czarną koszulkę z grafiką na piersi przestawiającą go z córką Xaną. W 2019 roku przeżył tragedię, gdy ta w wieku zaledwie dziewięciu lat zmarła na raka kości. Nie zapomnieli o tym także kibice z Paryża rozciągając po meczu na zajmowanej trybunie sektorówkę z tym samym motywem.
Gdy Enrique wygrywał z Barceloną Ligę Mistrzów w 2015 roku, Xana ubrana w klubową koszulkę z numerem 8 wniosła jej flagę na środek boiska, by razem z tatą cieszyć się z sukcesu. I właśnie ten obrazek został utrwalony na sektorówce.
Enrique i kibice Paris Saint-Germain nawet w chwilach prawdziwej euforii nie zapomnieli o tym, co w życiu jest znacznie ważniejsze od piłki nożnej.
▬ ▬ ● ▬