Nie znają dnia ani godziny, ale...

Fot. Trafnie.eu

Dowiedziałem się ciekawych rzeczy o dwóch trenerach. Gdyby pozamieniać nazwiska, opinie również pasowałyby do obu, ale te sprzed miesiąca, dwóch.

Pierwszy to prawdziwy nieudacznik. W środę właściwie wszystko zrobił źle. Drużyna przegrała głównie przez jego błędy, zaczynając od jej ustawienia, a kończąc na doborze zawodników do podstawowej jedenastki. Wręcz odebrał jej szanse na uzyskanie dobrego wyniku jeszcze przed początkiem meczu. Aż dziwne, że ktoś mu w ogóle pozwolił usiąść na trenerskiej ławce.

Drugi przedstawiany jest niczym cudotwórca. Gdy zdecydował się podjąć pracę w nowym klubie, to jakby nad nim znów zaczęło świecić słońce najpełniejszym blaskiem, obiecując wkrótce wymierne sukcesy.

Pierwszym jest Zinedine Zidane. Jego Real Madryt przegrał 0:2 w środę w Londynie w rewanżowym meczu półfinałowym Ligi Mistrzów i oczywiście w finale nie zagra. Lepsza w bilansie obu spotkań okazała się Chelsea, ponieważ przed tygodniem w Madrycie padł remis 1:1.

Gdyby uwierzyć hiszpańskim mediom, właśnie nastąpił koniec świata, przynajmniej tego piłkarski pogrążonego w niewyobrażalnej żałobie. A gdyby uwierzyć we wszystko co wypisuje się i wygaduje o Zidane po środowym meczu, aż trudno pojąć, że ktoś go kiedyś zatrudnił w Realu. Bo i ustawienie linii obrony nie takie jak trzeba. I niepotrzebnie posłał do boju w wyjściowym składzie Edena Hazarda, skoro widać po nim gołym okiem, że jeszcze nie jest w pełni przygotowany do gry.

Choć mogę się założyć, że gdyby nie zagrał, wytykano by Zidane, że pominął Belga w tak ważnym dla niego meczu, bo przecież występował wcześniej przez wiele lat w Chelsea, i próbowano by właśnie w tym doszukiwać się jednej z głównych przyczyn porażki jego drużyny. Tak samo zresztą byłoby z Sergio Ramosem, obwinianym za środową porażkę, który wrócić po przerwie do składu.

Czy ten nieudacznik Zidane, to nie ten sam tak chwalony jeszcze niedawno trener, który potrafił pozbierać do kupy Real w trudnych czasach, tchnąć w niego ducha, by powalczył o mistrzostwo Hiszpanii? Czy to nie ten sam, który po wygraniu trzeci raz z rzędu Ligi Mistrzów nazywany był „trenerskim geniuszem”?

Choć przyznaję, że ze sporą rezerwą odnowiłem się do jego trenerskich predyspozycji, ale teraz mam ochotę raczej go bronić, niż kopać jak inni. Bo jak mam tym innym uwierzyć, że ktoś nazywany wcześniej przez nich „geniuszem”, zupełnie nie zna się na swojej robocie? A może jest za grzeczny, za często mówi, że tylko on ponosi pełną odpowiedzialność za wydarzenia na boisku i dlatego tak nim teraz poniewierają?

Zidane stanowi przeciwieństwo Jose Mourinho, czyli drugiego trenera, o którym wspominałem na początku. Ten ma się znakomicie. Właśnie podpisał trzyletni kontrakt z z Romą, a biorąc pod uwagę reakcję kibiców w Rzymie i miejscowych mediów, do Włoch przybył cudotwórca, który zapewni klubowi seryjne sukcesu. Portugalczyk jest więc w swoim żywiole, bo może błyszczeć bez żadnych ograniczeń. Przynajmniej do początku przyszłego sezonu nikt mu dobrego samopoczucia nie zepsuje.

Ale czy to nie ten sam Mourinho, który jeszcze parę tygodni wcześniej do niczego się nie nadawał? Czy nie ten sam, który w Tottenhamie Hotspur skłócił się z kim tylko mógł? Czy nie ten sam, który doszczętnie się wypalił i przez ostatnie lata odcinał kupony od dawnych sukcesów?

Przykłady Zidane i Mourinho dowodzą jak przewrotne jest życie trenera, szczególnie w tych największych klubach. Nie znają dnia ani godziny, gdy ktoś zrobi z nich geniusza albo nieudacznika. Gdyby za bardzo się tym stresowali, dla pocieszenia mogą sprawdzić stan konta i kolejny, nieosiągalny dla przeciętnego człowieka, przelew jaki na niego wpłynął za wykonywanie z pewnością wyjątkowo nerwowej profesji.

▬ ▬ ● ▬