Niech będzie jak w lidze

Fot. Trafnie.eu

Postanowiłem na własną prośbę podpaść dość licznej grupie rodaków, czyli obalić pewien narodowy mit. Prawda powinna być jednak zawsze najważniejsza.

Przed ponad dwudziestu laty byłem pierwszy raz na meczu ligowym w Anglii. Wprost zachwyciłem się atmosferą panującą na trybunach. To był wzór, wydawało się trudny do skopiowania, dla polskich kibiców. Minęły lata i teraz Anglią zupełnie się już nie podniecam. Bo teraz na polskich stadionach ligowych jest nieustanny doping. Ścisła europejska czołówka – nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości!

Taka sama opinia panuje o kibicach polskiej reprezentacji. Wiadomo, że są wspaniali, że wszędzie jeżdżą za drużyną, że rewelacyjnie ją dopingują. Patrzę na biało-czerwoną armię, która przyjechała do Francji i mam pewne wątpliwości. W mojej prywatnej klasyfikacji turnieju wloką się w ogonie.

Przed meczem z Niemcami media znów piszą o chuliganach. Te francuskie najpierw relacjonowały bijatyki przy okazji meczu Anglia – Rosja. Jaka to ulga, że tym razem chodzi o chuliganów z Niemiec a nie z Polski. Podobno niemiecka policja ma ich wszystkich rozpracowanych i pod czujną obserwacją. Czyli z polskimi chuliganami problemów nie ma, ale...

Część kibiców znad Wisły przypomina mi grupę wczasowo-wycieczkową, dla której przyjazd do Francji to prawdziwa turystyczna atrakcja, a przy okazji mogą też obejrzeć mecze orłów Nawałki. Bo przecież los obdarował ich sowicie. Trzy spotkania w trzech atrakcyjnych miastach. Paryż reklamować nie trzeba. Położone nad Morzem Śródziemnym Nicea i Marsylia też mają mnóstwo do zaoferowania. Jeśli tylko udało się zdobyć bilety, dlaczego nie skorzystać z okazji? Niestety system dystrybucji jest jak loteria. I chyba teraz widać jego skutki.

Mam skalę porównania. Oprócz pierwszego z Gibraltarem obejrzałem na żywo wszystkie pozostałe wyjazdowe mecze reprezentacji Polski w ostatnich eliminacjach. Zawsze był na nich wspaniały doping, choć kibiców mniej niż we Francji. Ale skład osobowy też inny. Zdecydowanie więcej tych nazywanych kibolami. Bywa z nimi więcej problemów, ale podczas meczów potrafią wspaniale wspierać piłkarzy. Jak na nich patrzyłem, a przede wszystkim słuchałem ich dopingu, serce rosło.

Teraz z zazdrością patrzę na innych. I niestety muszę przyznać, że na ich tle nasi wypadają blado. Przede wszystkim ten pierwszy mecz, rozegrany na ulicach Nicei, został niestety sromotnie przegrany z przyjezdnymi z Irlandii Północnej, bardziej rzucającymi się w oczy. No i przede wszystkim było ich zdecydowanie lepiej słychać. Potrafią się świetnie bawić. Kompletnie wyluzowani, gdy tylko wleją w gardło jakiś trunek, pokazują jak powinna wyglądać odjazdowa zabawa.

Usłyszałem jak dwie pary z Polski, siedzące obok mnie w restauracji w Starym Porcie w Nicei wymieniały uwagi na ten temat:

„Oni od razu zaczynają śpiewać. My zawsze jesteśmy jacyś spięci”...

Coś w tym musi być. Gdy jechałem z kibicami specjalnym autobusem na stadion, cały trząsł się od irlandzkich śpiewów. Polacy też byli w nim obecni. Tylko raz próbowali podjąć walkę, inicjując - „Polska, biało-czerwoni”... Jednak szybko spasowali. Dopingiem w czasie meczu też trudno się było zachwycać. Na szczęście piłkarze szybko nie spasowali na boisku.

Piszę o tym specjalnie przed czwartkowym meczem z Niemcami. Pamiętam jak prezes Zbigniew Boniek zaraz po losowaniu składu grup finałowych w grudniu ubiegłego roku trochę się rozmarzył na myśl o kolejnym spotkaniu z sąsiadami na Stade de France. Wspomniał (cytat z pamięci), że polscy kibice będą na pewno na trybunach w przewadze.

Nie wiem czy będą, ale mam nadzieję, że zrobią taki kocioł jak podczas najważniejszych meczów ligowych w Polsce. Ich nieustające wsparcie przez dziewięćdziesiąt minut jest wbrew pozorom niemal równie ważne dla piłkarzy, jak opracowanie odpowiedniej taktyki przez trenera.

▬ ▬ ● ▬