Niech każdy mówi za siebie!

Poznaliśmy pary półfinałowe w Lidze Mistrzów. Emocji w czterech meczach znów nie brakowało, tak jak i komentarzy, niestety nie zawsze trafionych.

Najpierw w rewanżowych spotkaniach ćwierćfinałowych Paris Saint-Germain rozbił na wyjeździe Barceloną 4:1, odrabiając z nawiązką straty po porażce u siebie 2:3 tydzień wcześniej. Mecz był ekscytujący, od prowadzenia gospodarzy, poprzez czerwoną kartkę dla ich zawodnika (Ronald Araujo) jeszcze przed przerwą, aż po cztery bramki strzelone przez gości prowadzonych przez byłego gracza i później trenera Barcelony, Luisa Enrique. W odróżnieniu od piłkarzy, którzy po strzelonym golu swojemu byłemu kubowi często tonują radość, on wręcz przeciwnie, eksplodował po każdym kolejnym trafieniu swoich zawodników.

Prawdziwą eksplozję trybun można było obserwować w Dortmundzie (oczywiście komplet - 81 365 widzów!) podczas spotkania miejscowej Borussii z Atletico Madryt. Kolejny pasjonujący ćwierćfinał godny prestiżowych rozgrywek, kolejny tylko dla tych o silnych nerwach. Prowadzenie 2:0 gospodarzy, goście wyrównują, ale gospodarze strzelają kolejne dwie bramki, co, przy zwycięstwie Atletico w pierwszym meczu w Madrycie 2:1, daje im awans.

Środowe mecze może aż tak emocjonujące nie były, jeśli ktoś oczywiście nie pasjonuje się serią rzutów karnych dla wyłonienia zwycięzcy. Ja takich rozstrzygnięć nie lubię, więc bez specjalnych emocji obserwowałem kto z dwójki Manchester City – Real Madryt, po kolejnym remisie (3:3 w Madrycie, 1:1 w Manchesterze) okaże się bardziej odporny na narastające ciśnienie. Przytłoczyło Lukę Modricia, bowiem nie wykorzystał karnego dla gości już w pierwszej serii, ale potem to samo zrobili po stronie gospodarzy Bernardo Silva i Mateo Kovačić. Pozostali byli skuteczni, więc Real ostatecznie wygrał karne 4:3.

Przy okazji chciałbym zwrócić uwagę na pewną tendencję. Jeśli ktoś gra na własnym stadionie, trybuny z pewnością mu pomagają stanowiąc dodatkowy atut. Jeśli jednak dojdzie do strzelania karnych, chyba już niekoniecznie. Tłumaczę to sobie tak, że presja na zawodnikach przed własną publicznością staje się większa, w ich głowach oczywiście. Być może łatwiej mentalnie skoncentrować się do wykonywania karnego mając trybuny przeciwko sobie, niż walczyć z myślami, że nie wolno ich zawieść.

To moja własna teoria, która zaczęła się rodzić po niedawnym meczu Polaków z Walią w Cardiff. Efekt był taki sam. Goście lepiej wytrzymali presję. Ale czy wnioski są słuszne? Proszę zapytać jakiegoś psychologia sportu. Byłoby miło, gdyby przytaknął moim wywodom.

W ostatnim ćwierćfinale, teoretycznie najmniej ciekawym, biorąc pod uwagę przebieg rewanżu, Bayern pokonał w Monachium Arsenal Londyn 1:0, co dało mu awans (2:2 w pierwszym meczu), a co Jakub Kiwior obserwował tylko z ławki rezerwowych.

W półfinale PSG zagra z Borussią, a Bayern z Realem. Możliwy jest więc niemiecki finał, czyli ewentualna powtórka z 2013 roku, bo wtedy odbył się na Wembley, tak jak i tegoroczny planowany na 1 czerwca. Wtedy w barwach Borussii zagrało aż trzech Polaków (Łukasz Piszczek, Jakub Błaszczykowski, Robert Lewandowski), teraz już żadnego w finale nie będzie bo drużyny Lewandowskiego i Kiwiora poodpadały.

Rodzime media chyba najwięcej uwagi poświęciły Barcelonie, dla której Polak we wtorek bramki nie zdobył, choć miał ku temu przynajmniej dwie okazje. Znalazłem taką konkluzję (za: przegladsportowy.onet.pl):

„Daliśmy się chyba nabrać, że ta drużyna jest w stanie na dłuższą metę rywalizować jak równy z równym z tuzami europejskiej piłki”.

Kto się dał nabrać, jego problem. Ja na pewno nie, więc prośba, by pisać (mówić) we własnym imieniu. I żeby nie było, że się teraz wymądrzam, tylko przypomnę, co pisałem w styczniu:

„Niezmiennie, od zeszłego sezonu, uważam, że osiągane wtedy i teraz wyniki Barcelony są zdecydowanie ponad stan, biorąc pod uwagę finansowo-organizacyjne realia klubu. Zdobycie mistrzostwa Hiszpanii przy zadłużeniu mierzonym już w miliardach euro i związanymi z tym różnymi ograniczeniami, stanowi naprawdę spory wyczyn. Dla mnie cenniejszy od tych wcześniejszych. Dlatego totalną, przynajmniej w moim odczuciu, krytykę Xaviego odbieram jako przerost (zawsze wielkich) ambicji nad (aktualnymi) możliwościami”.

Puenta po wtorkowej porażce Barcelony wciąż, przynajmniej moim zdaniem, aktualna.

▬ ▬ ● ▬