...niestety też o tym wiedzą

Fot. Trafnie.eu

Wszyscy ustalają skład reprezentacji Polski na mecz z Austrią. I zastanawiają się, czy jest się kogo bać. Wyraźnie wyczuwam zmianę nastawienia do rywali.

Jeszcze nie tak dawno odnosiłem wrażenie, czytając i słuchając różnych opinii, że polska reprezentacja jedzie na pierwszy mecz eliminacyjny do Wiednia po swoje. W ostatnich dniach wyczuwam jednak wyraźną zmianę nastrojów. Coraz częściej pojawia się słowo „remis”, a wraz z nim to, co dla mnie było oczywiste od samego początku.

Bo przecież naszych orłów na otwarcie eliminacji czeka wyjazdowe starcie na Praterze z teoretycznie najtrudniejszym rywalem w grupie, na dodatek określanym jako „wyjątkowo nieprzyjemny”. Czyż remis w takim meczu nie byłby dobrym rezultatem? Dla mnie odpowiedź jest oczywista. Oczywiście zawsze trzeba się starać wygrać, ale trzeba też realnie oceniać możliwości swoje i przeciwnika. Tym bardziej, że do Wiednia nie zjedzie przecież drużyna mistrzów świata.

Czytam, że Austriacy mają potworne problemy, odwrotne do naszych. Czyli w ogóle nie mają napastników, trzeba wręcz na nich robić łapankę. Śmieszy mnie, gdy dowiaduję się, że właściwie Marko Arnautović to napastnik z konieczności, bo woli inną pozycję. Nawet jak woli, radziłbym na niego uważać.

Każdemu powątpiewającemu w umiejętności piłkarza West Ham United radzę obejrzeć kilka jego akcji. W takim klubie nie można grać przez przypadek. Poza tym Arnautović to trochę boiskowy prowokator, trochę bezczelny arogant, a taki bywa nieobliczalny. Mam nadzieję, że nie udowodni tego ponownie w meczu z Polską.

A Jerzy Brzęczek ma podobno prawdziwy ból głowy, bo nadmiar piłkarzy w ataku. Na szczęście chyba przyszło opamiętanie i mało kto wymaga już od niego, by w Wiedniu do boju wysłał w podstawowym składzie całą trójkę: Krzysztof Piątek, Arkadiusz Milik i Robert Lewandowski.   

Ten pierwszy zrobił psikusa wszystkim, którzy zrobili już z niego geniusza. Okazuje się, że jednak ma jakieś wady i w poważnym meczu, czyli derbach Mediolanu gola nie zdobył, będąc najgorszym na boisku. Czy rzeczywiście był? Meczu nie widziałem, więc trudno mi ocenić.

Chciałbym tylko dedykować pewną uwagę tym, którym wydaje się, że im więcej będzie w drużynie napastników, tym więcej ta drużyna strzeli bramek. Otóż proszę pamiętać, że jeden napastnik więcej, to też jeden pomocnik mniej, który może podawać piłkę do przodu! Tak to działa zakładając, że linię obrony pozostawiamy w spokoju.

Brzęczek na pierwszej konferencji prasowej przed meczem z Austrią powiedział, że nie wystarczy w nim zagrać ładnie. Nigdy nie wystarczy. Odkąd wymyślono przepisy gry w piłkę nożną zawsze trzeba przede wszystkim grać skutecznie. Czyli mniej stracić i więcej strzelić niż rywale. To jest i zawsze będzie najpiękniejsza gra, bo gwarantująca zwycięstwo.

Może więc zamiast martwić się, że u rywali nie będzie komu strzelać bramek, lepiej zacząć się martwić, jak zestawić własną linię obrony. Minął kolejny rok, kolejny sezon, a lewego obrońcy z prawdziwego zdarzenia jak nie było, tak nie ma. I najgorsze niestety, że Austriacy też o tym wiedzą.

▬ ▬ ● ▬