Niestety znów czas majsterkowiczów

Fot. Trafnie.eu

W zainaugurowanych właśnie rozgrywkach Ekstraklasy wprowadzono nowy przepis. Z założenia śmieszny, bo zaprzeczający idei, dla której powstał.

Trzeba pochwalić ludzi zarządzającymi rozgrywkami ligowymi w Polsce za niezwykłą wytrwałość. Wytrwałość we wprowadzaniu genialnych zmian mających poprawić ich poziom. A wystarczy tylko przeanalizować wyniki drużyn w europejskich puchach, będące jedynym wymiernym i rzeczowym miernikiem, by przekonać się, że poziom jest coraz gorszy.

Nad „reformami” dumają nieustannie jacyś geniusze, bowiem wyjątkowość zmian polega na tym, że stanowią zaprzeczenie idei, dla której postanowiono je wprowadzić w życie. Tak było przecież z koszmarnym systemem ESA37 wymyślonym po to, by ligowi zawodnicy grali więcej, bo podobno grali za mało, na czym cierpiał poziom ligowej rywalizacji.

Po pewnym czasie jednak zauważono, że ci, którzy grali za mało, po wprowadzeniu nowego systemu grają za… dużo. Doprawdy genialna refleksja, jakby dopiero po wprowadzeniu w życie ESA37 ktoś wymyślił rachunki.

Znów nastał czas majsterkowiczów, którzy postanowili pomajstrować coś przy lidze i wdrażają kolejny genialny pomysł pod nazwą „młodzieżowiec” (za: wp.pl):

„W myśl przepisów PZPN zawodnikiem o statusie młodzieżowca "jest piłkarz posiadający obywatelstwo polskie lub szkolony w klubie zrzeszonym w PZPN, który w roku kalendarzowym, w którym następuje zakończenie sezonu rozgrywkowego, kończy 21. rok życia oraz zawodnik młodszy". PZPN poszedł jednak na rękę klubom PKO Ekstraklasy i by ułatwić im przystosowanie do nowych zasad, obniżył wiek młodzieżowca. W pierwszym sezonie obowiązywania przepisu taki status będą mieli zawodnicy urodzeni po 1 stycznia 1998 roku, czyli de facto 21-latkowie, a nie z rocznika 1999 i młodsi”.

Miałem wyrobione zdanie o pomyśle związanym z młodzieżowcami już w ubiegłym roku, gdy tylko zaczęto o tym przebąkiwać, i zdania nie zmieniłem:

„Przynajmniej w części klubów, oby w jak najmniej licznej, w wyjściowym składzie muszą znaleźć się młodzi grajkowie, którzy z racji umiejętności na to nie zasługują! Jeśli nawet przepis pomoże, tak optymistycznie (trochę wbrew logice) zakładam, jednemu zawodnikowi w rozwoju kariery, odbędzie się to kosztem poziomu gry kilku innych drużyn. A czy starzy wyjadacze z klubowej kadry nie zniszczą psychicznie młodzieżowca, który znalazł się w niej tylko z powodu nowego przepisu, z czego wszyscy będę zdawali sobie sprawę?

Nie wierzę, by zagwarantowanie komukolwiek placu do gry, bez względu na prezentowane umiejętności, wymiernie pomogło w rozwoju kariery. Nie przemawiają za tym fakty z innych lig. Przynajmniej nic mi o takich nie wiadomo”.

Cieszę się, że w mediach pojawiają się opinie zbieżne z moją (za: wp.pl):

„Zmuszenie klubów PKO Ekstraklasy do wystawiania młodzieżowców tylko obniży i tak już wątpliwy poziom rozgrywek, a z samych młodzieżowców taki bezstresowy chów uczyni piłkarzy specjalnej troski. Ze stymulacją rozwoju nie ma to wiele wspólnego”.

I dalej:

„Piłkarze z kategorii U-21 staną się piłkarzami specjalnej troski - bez względu na to, co się wydarzy, jeden z nich będzie miał miejsce na boisku, a dwóch-trzech kolejnych w meczowej kadrze. Efektem ubocznym takiego bezstresowego wychowania będzie mentalnie ułomne piłkarskie pokolenie 20-latków”.

Najbardziej przerażający wydźwięk ma jednak ten fragment dotyczący decyzji dokonywanych przez trenerów:

„...wybierając młodzieżowca, będą kierowali się wyborem »mniejszego zła«, upychając tych piłkarzy, na pozycjach, na których wyrządzą najmniej szkody. Młodzieżowcami najczęściej będą skrzydłowi, drudzy napastnicy albo boczni obrońcy”.

Przecież to dramat w najczystszej formie, brutalnie obnażający pomysł majsterkowiczów! Ale jest jeszcze coś gorszego, stanowiącego w sposób oczywisty zaprzeczenie idei mającej pomóc w rozwoju młodym zawodnikom.

Choć przepisy nakładają na kluby obowiązek występu w podstawowej jedenastce przynajmniej jednego młodzieżowca, by ten warunek spełnić w każdym meczu, czyli zabezpieczyć się przed wszelkimi niekorzystnymi przypadkami (kontuzje, kartki, itp.), muszą posiadać w kadrze przynajmniej z pięciu takich zawodników.

Jeden będzie grał, a czterech najprawdopodobniej grzało ławę. Gdyby nie wprowadzono ułomnego przepisu, pewnie graliby regularnie choćby w drużynach w niższych ligach. Ale GRALI, co w młodym wieku jest najważniejsze. A tak kompletny brak wyobraźni ułomnych pomysłodawców z dużym prawdopodobieństwem ich tej możliwości pozbawi. 
Pomysł z młodzieżowcami ma jedną wielką zaletę, choć tylko dla wybranych (za: „Przegląd Sportowy”):

„Latem na ekstraklasowym rynku pojawiła się nowa pozycja. Kluby szukały nie tylko bramkarzy, lewych obrońców, prawoskrzydłowych, ale przede wszystkim młodzieżowców. To oni byli najbardziej rozchwytywani”.

Musiał więc zadziałać prosty mechanizm konfrontacji popytu z podażą. Gdy ten pierwszy jest większy, można żądać wyższej ceny. Dlatego z pewnością agenci i ich młodzi klienci odczuli ów fakt na swoich bankowych kontach.

▬ ▬ ● ▬