2015-05-08
Nigdy nie dzwońcie dwa razy
Znalazłem kolejny tekst o piłkarzu, który nazywa się Mateusz Miazga. Jest przymierzany do reprezentacji Polski. Nie chcę mówić, że na siłę, ale jednak...
Przed tygodniem obejrzałem sobie z nim wywiad w Polsacie Sport. Miazga to syn polskich emigrantów. Urodził się w Stanach Zjednoczonych, ale mówi płynnie w języku swoich rodziców. Wyczuwalny jest obcy akcent, czasami zabraknie mu słowa, ale biorąc pod uwagę, że nigdy nie mieszkał w Polsce naprawdę radzi sobie świetnie!
W lipcu skończy dwadzieścia lat. Jest obrońcą drużyny New York Red Bulls występującej w profesjonalnej lidze MLS. Czyli znajduje się w odpowiednim miejscu. Byłem w 1996 roku na inauguracyjnym meczu tej ligi. Trochę się wtedy naśmiewano z Amerykanów, że tylko dziesięć drużyn, że kuszą do niej piłkarskich emerytów, że na pewno nie przetrwa. Nie tylko przetrwała, ale ma się całkiem dobrze. Coraz więcej znanych piłkarzy z Europy do niej trafia. Jeśli więc dziewiętnastoletni jeszcze chłopak znajduje się w kadrze jednej z drużyn, dobrze to o nim świadczy. Niech gra, niech się spokojnie rozwija.
Gdy posłuchałem rozmowy z Miazgą doszedłem do wniosku, że ma wszystko właściwie poukładane w głowie. Pieniądze mu nie przesłaniają świata. Mimo młodego wieku podchodzi niezwykle profesjonalnie do swoich obowiązków. I nad wyraz dojrzale patrzy w (piłkarską) przyszłość.
Czyli same zalety. Czy taki zawodnik przydałby się reprezentacji Polski (oprócz amerykańskiego ma też polskie obywatelstwo)? Pewnie tak, choć jego przydatność można by ocenić dopiero, gdy w niej ewentualnie zagra.
W czym więc problem? No w tym, że Miazga jeszcze nie wie, gdzie chce grać. „Przegląd Sportowy” informował, że Adam Nawałka ma zamiar powołać go na czerwcowe mecze z Gruzją i Grecją. Tylko, że obrońca NY Red Bulls już dostał powołanie do kadry Stanów Zjednoczonych na mistrzostwa świata do lat 20 w Nowej Zelandii. Rozpoczynają się 30 maja. Matt Miazga napisał na Twitterze, że nie może się ich doczekać i że to dla niego honor reprezentować United States!
Od razu przypomniało mi się przynajmniej kilkanaście przypadków różnych piłkarzy, których powołania do polskiej reprezentacji domagały się media. Jako bolesny przykład porażki PZPN podawano przypadek Lukasa Podolskiego. Pojawiały się też apele próbujące skłonić związek do walki o kolejnych reprezentantów, by nie skończyło się jak z Podolskim. Mam w tej kwestii odmienne zdanie. Bo pamiętam przecież późniejsze uszczypliwości z „farbowanymi lisami”. Kopali ich często ci sami, którzy wcześniej upominali się o ich powołania.
Oczywiście Nawałka może wysłać takie i do Miazgi. Powinien jednak pamiętać, że reprezentacja to drużyna, za którą chce się umierać. Jeśli ktoś jeszcze nie chce, bo się zastanawia jaką kadrę wybierze, nie wolno do niego dzwonić dwa razy! Nie warto bowiem nikogo na siłę wpychać do reprezentacji. Sam powinien do tego dojrzeć.
Gdybym kogoś nie przekonał, służę prostym przykładem. Niech każdy entuzjasta szukania po świecie nowych kadrowiczów wyobrazi sobie, że pyta kobiety, w której się zauroczył:
„Wyjdziesz za mnie”?
A ta mu odpowiada:
„No, nawet fajny jesteś chłopak. Ale wiesz, mam także drugiego kandydata. Jeszcze trochę cierpliwości, niedługo dokonam wyboru”...
Jak byście się czuli po takiej odpowiedzi?
▬ ▬ ● ▬