Nikt jeńców brać nie będzie

Fot. trafnie.eu

Nieważne co kto mówi. Ważne co naprawdę chciał powiedzieć. Czytanie między wierszami może okazać się ciekawym zajęciem. Także w piłce.

Obejrzałem sobie w internecie zajmujący filmik. Zbigniew Boniek spotkał się ze studentami. Nie wiem nawet jakiej uczelni, bo takiej informacji nie znalazłem, ale to mniej ważne. Najważniejsze co mówił. Oto pierwszy fragment dotyczący Waldemara Fornalika, a dokładnie tego – dlaczego jeszcze jest selekcjonerem:  

„Jako prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej, kiedy przyszedłem wespół z moją ekipą, zastaliśmy pewien stan sytuacji, zastaliśmy trenera na tym stanowisku. I jako prezes absolutnie muszę trenera do ostatniego dnia, kiedy będziemy mieli szansę wykonać jakiś plan, który został założony, muszę trenera wspierać. Nie mogę, według mnie, publicznie dać nawet jeden procent możliwości myślenia innym, że prezes nie jest za trenerem. Bo on musi się czuć, że tak powiem, w pewien sposób protegowany przez prezesa”. 

Jakbym był selekcjonerem, wołałbym, żeby mnie nikt nie protegował w podobny sposób. Bo ze słów pana prezesa wynika jasno, że Fornalika nie mógł pogonić, bo miał związane ręce. Po wysłuchaniu jego wypowiedzi odnoszę wrażenie, że selekcjoner naprawdę może liczyć na wsparcie najwyżej w jednym procencie. Dowodzą tego kolejne słowa Bońka:

„Rannych na wojnie to się liczy dopiero jak się wchodzi po wojnie do domu, jak się otwiera drzwi. Nie można co dzień wyciągać zbyt daleko idących wniosków. Za dwa tygodnie będzie po temacie. Możemy pojechać na mistrzostwa do Rio, albo możemy nie pojechać. I wtedy się wyciąga wnioski”.

Czyli wreszcie będzie można pogonić selekcjonera bez problemów i rzeczywiście „będzie po temacie”. Nikt nie zamierza brać jeńców.   

W jednym tylko pan prezes się myli. Za dwa tygodnie wcale nie musi zostać przesądzone czy „pojedziemy do Rio”. Taki bilet dostanie reprezentacja z pierwszego miejsca. Tę z drugiego czeka jeszcze walka w barażach, z przeciwnikiem być może znacznie silniejszym od grupowych rywali. Życzę Bońkowi, sobie zresztą też, by za dwa tygodnie nadal miał taki słodki problem.

Teraz Franciszek Smuda. Wyraźnie odżył po klęsce na EURO i rozpaczliwej próbie balansowania nad przepaścią w drugoligowej Bawarii. Jego Wisła jest rewelacją rundy jesiennej i dzięki temu jej niedzielny mecz z Legią uznawany za wydarzenie kolejki. „Przegląd Sportowy” zapytał pana Franciszka kto będzie faworytem. Odpowiedział tak:

„Legia. Bez dwóch zdań, to warszawianie są mocniej obstawiani”.

Naprawdę nie rozumiem dlaczego słowa byłego selekcjonera od razu odebrano w mediach jako szokujące. Szokujące kogo? Mnie na pewno nie. Ja bym powiedział – próbuje być cwany, jak zwykle. Smuda nie stwierdził, że Legia jest lepsza. „Mocniej obstawiani” w porównaniu ze słowem „faworyt” zapewnia mu w razie czego bezpieczny sposób ewakuacji po meczu. Nikt się nie przyczepi jak przegra.

Nie powiedział jednak, że Legia jest lepsza. To logiczne, bo „mocno obstawiam”, że on mocno wierzy, że tę Legię zleje! Jeśli mecz zakończy się remisem, przyjrzyjcie się uważnie minie Franza. Raczej za mocnej mieć nie będzie…        

▬ ▬ ● ▬