No, a tak konkretnie?

Fot. Trafnie.eu

Przez polskie media przelała się fala opinii po przegranym meczu ze Słowacją w mistrzostwach Europy do lat 21. Przynajmniej jest co komentować.

Choć nie będę komentował różnych odkrywczych wniosków w stylu - „moralny niepokój”, „utrata komfortu”, „instynktowne cofnięcie się do obrony”, itp., itd. Skoncentruję się tylko wyłącznie na wypowiedziach reprezentantów Polski. 

Najmocniej dorzucił do pieca małolat w kadrze, Krystian Bielik. Powiedział, co myślał, bez żadnego znieczulenia, że "gramy, jak trenujemy", a treningi nudne. I zrobiła się afera. Jak taki smarkacz śmie krytykować trenera? Nie wytrzymał ciśnienia, bo ten nie dał mu pograć w meczu ze Słowacją? Już zdążył przeprosić, wyjaśnić, że szanuje trenera. Ale wypowiedzianych słów nie cofnie.

Już jakiś czas temu zauważyłem, że Marcin Dorna zachowuje się trochę dziwnie, żeby ująć to w najbardziej delikatny sposób. Inni mieli mniej litości i otwarcie mówili, jak Tomasz Hajto, jeśli dobrze pamiętam, że pan trener kadry na pewno sam nie ustalał. Skoro Dorna funkcjonuje w takiej atmosferze i nie daje odporu żadnym insynuacjom, trudno się dziwić, że nawet małolat w kadrze mówi o nim co myśli bez znieczulenia.

Ale skoro już powiedział, to dobrze. Przynajmniej jest nad czym dumać. Niestety Bielik podzielił się jeszcze innymi swoimi przemyśleniami, już nie tak odkrywczymi. Zauważył na przykład, że do następnego meczu trzeba „podejść z jajem, bo tych jaj brakowało”.

Chłopcze, do każdego meczu trzeba podejść z jajami. Nie tylko do meczów zresztą. Ale gdyby w piłce decydowały tylko jaja, graliby w nią pewnie wyłącznie gladiatorzy z MMA lub KSW. Niestety, albo na szczęście, osiągnięcie sukcesu na boisku jest czymś znacznie trudniejszym.

Paweł Dawidowicz zawyrokował, że Polacy muszą wygrać dwa pozostałe mecze. Wybitnie odkrywcze, choć znaczy tyle, co nic. Bo niedawno jeden z jego kolegów, nie pamiętam już który, twierdził, że MUSZĄ wygrać też pierwszy mecz, skoro chcą awansować. I co?

Teraz strzelec bramki, Patryk Lipski. Zakomunikował, że piłkarze czują „wielki żal”, bo nie wygrali. Mam więc ochotę zapytać, jak rezolutny dzieciak z reklamy o lodach prezentowanej teraz często w telewizji: „No, a tak konkretnie”?

Choć Lipski powiedział jeszcze coś. Z pewnością potwornie banalnego, paradoksalnie jednak do bólu prawdziwego - „zagraliśmy na sto procent”. Święta prawda. Dlatego jeszcze raz oświadczam - nie mam najmniejszego zamiaru znęcać się nad piłkarzami Dorny po porażce na inaugurację. Bo od piłkarzy nigdy nie wolno wymagać więcej niż potrafią. Problem zaczyna się wtedy, gdy wyłącznie mówią o tym, co potrafią.

Jedno mnie w tych wypowiedziach przeraża – ani słowa o Słowakach! Jakby to była zgraja przybłędów. Nie znalazłem choćby pół słowa uznania o ich umiejętnościach. To znaczy, że taki Stanislav Sobotka został piłkarzem meczu po znajomości? Chyba nie, skoro już w pierwszym kwadrancie rzucił mi się w oczy jego sposób rozgrywania piłki i przegląd pola gry. Czyli niestety orły Dorny nie potrafiły wyciągnąć właściwych wniosków z pierwszego meczu na EURO 2017, właściwie ocenić boiskowych realiów skupieni wyłącznie na sobie.

▬ ▬ ● ▬