Oby nie taki finał

Oby nie taki finał!
Dwa zaplanowane na piątek mecze Ekstraklasy, otwierające 26. kolejkę rozgrywek, zapowiadały się naprawdę interesująco. Choć każdy z innego powodu.

Najpierw w Gliwicach Piast podejmował Widzew Łódź. Dzień wcześniej pierwszy klub oficjalnie poinformował, że z końcem sezonu przestanie w nim pracować trener Aleksandar Vuković. A pracował od października 2022 roku, czyli jak na polskie realia niemal wieczność, skoro przedstawiciele jego fachu są przeganiani przez pracodawców nawet po kilku tygodniach. Czyli dla Piasta mecz z Widzewem miał być początkiem końca pewnej epoki.

Dla rywali odwrotnie – niemal pierwszym krokiem do raju. W Gliwicach w roli trenera Widzewa debiutował przecież nowy trener Żeljko Sopić, którego zatrudniał, sam zatrudniony niedawno, nowy dyrektor sportowy Mindaugas Nikolicius. A za wszystkim stał nowy właściciel Roberta Dobrzycki. Media już trąbią, że w letnim oknie transferowym ma przeznaczyć na transfery równowartość czterech milionów euro, a kolejne na rozbudowę stadionu i akademii.

Jeśli realizacja zapowiadanych planów będzie w łódzkim klubie przebiegać tak, jak gra od samego początku meczu inaugurującego w nim nową erę, został wysłany mocny sygnał do krajowych rywali – zacznijcie się bać! Widzew już po nieco ponad dwudziestu minutach prowadził 2:0 i ten wynik utrzymał do końca.

Czy jest także sygnałem wysłanym przez Piasta, że koniec pewnej epoki w klubie jest także mocny początkiem jawnego już bronienia się przed spadkiem w trwającym sezonie? Na osiem kolejek przed końcem obie drużyny mają dziesięć punktów przewagi nad strefą spadkową, ale jeden mecz (już) rozegrany więcej od zespołów w niej się znajdujących.

Poprzedni trener Widzewa Daniel Myśliwiec był obecny na trybunach drugiego piątkowego meczu, w którym Legia podejmowała w Warszawie Pogoń Szczecin. Ciekawy jestem, czy poczynił jakieś interesujące obserwacje szkoleniowe. Widowisko bowiem za wielkie nie było. Na pewno rozczarowało niezaangażowanych emocjonalnie kibiców. Za wiele sytuacji do zdobycia goli w nim nie było, więc trudno się dziwić, że zakończyło się bezbramkowym remisem.  

Ciekawy byłem szczególnie występu dwóch zawodników. Kamila Grosickiego, imponującego w meczach Pogoni w tym sezonie akcjami po skrzydle, zakończonymi zdobytymi bramkami, ewentualnie asystami. I Wahana Biczachczjana, który z powodu turbulencji finansowych w szczecińskim klubie, w zimie przeniósł się z niego do Warszawy. Niestety na oczekiwaniach się skończyło.

Grosicki tym razem był prawie zupełnie bezproduktywny. Biczachczjan wszedł na ostatnie dwadzieścia minut, bo nie wychodzi w podstawowym składzie Legii. Niczego godnego uwagi nie zaprezentował. Gdy miał wejść na boisko, przy bocznej linii przywitał się z nim trener Pogoni Robert Kolendowicz, w pewnym sensie dodając otuchy. Gdy mecz się skończył serdecznie wyściskali się z nim wszyscy członkowie ekipy tego klubu. To były dla Ormianina chyba jedyne miłe chwile tego wieczoru.

Pomyślałem, że za miesiąc w Warszawie obie drużyny znów mogą się spotkać. Przecież uchodzą za faworytów półfinałów Pucharu Polski zaplanowanych na wtorek i środę (Pogoń gra w Niepołomicach z Puszczą, Legia w Chorzowie z Ruchem). Jeśli finał miałby wyglądać jak mecz w piątek, to może lepiej nie?

▬ ▬ ● ▬